
Karol X Filip Robertyng-Capet-Bourbon-Vendôme (urodzony w Wersalu, 9 października 1757 roku, zmarł na zamku Graffenberg koło Gorycji w Austrii, 6 listopada 1836 roku) herb
Syn Ludwika Ferdynanda Robertyng-Capet-Bourbon-Vendôme, delfina Francji i Marii Józefy Wettyn, córki Augusta III Wettin, króla Polski, wielkiego księcia Litwy, księcia-elektora Saksonii.
generał-porucznik Francji [Lieutenant-general du Roi] Królestwa Francji i Nawarry jako Charles Philippe de Bourbon od 14 kwietnia do 2 maja 1814 roku, hrabia d'Artois, książę de Conti, markiz de Pompadour, hrabia d'Argentan, hrabia de Limoges, wicehrabia de Limoges, senior d'Enrichemont i par Francji jako Charles Philippe de Bourbon od 9 października 1757 roku, książę d'Angoulęme, książę d'Auvergne, książę de Mercour, książę d'Auvergne i par Francji jako Charles Philippe de Bourbon od października 1773 roku (objęcie 12 listopada 1773 roku), hrabia de Poitou i par Francji jako Charles Philippe de Bourbon od 1778 roku, książę de Berry i par Francji jako Charles Philippe de Bourbon od 1776 roku, książę de Châteauroux i par Francji jako Charles Philippe de Bourbon od 1778 roku, hrabia de Ponthieu i par Francji jako Charles Philippe de Bourbon od 1778 roku, król Francji jako Karol X i król Nawarry jako Karol II od 16 września 1824 roku do 2 sierpnia 1830 roku, legitymistyczny tytularny król Francji jako Karol X i tytularny król Nawarry jako Karol II od 2 sierpnia 1830 roku do 6 listopada 1836 roku, "hrabia de Ponthieu" jako Charles-Philippe Monsieur od 2 sierpnia 1830 roku do 6 listopada 1836 roku, Wielki Mistrz Zakonu Świętego Ducha od 1824 roku do 6 listopada 1836 roku, książę Bretanii jako Karol II od 16 września 1824 roku do 6 listopada 1836 roku.
Tytulara: Z Bożej łaski arcychrześcijański król Francji i Nawarry.
16 listopada 1773 roku poślubił Marię Teresę Sabaudzką (urodzona w pałacu w Turynie, Sardynia, 31 stycznia 1756 roku, zmarła w Grazu, Cesarstwo Austriackie, 2 czerwca 1805 roku), córkę Wiktora Amadeusza II (III) Sabaudzkiego, księcia Aosty, kóla Sardynii, księcia Piemonte, księcia Sabaudii, markiza Monferratu, Saluzzo, Finale i Oneglia, hrabiego di Aosta, di Asti, di Moriana i di Nizza, tytularnego króla Cypru i Jerozolimy i Marii Antoniny Fernandy Robertyng-Capet-Bourbon-Vendôme, córki Filip V Robertyng-Capet-Bourbon-Vendôme, króla Hiszpanii, Neapolu i Sycylii, księcia Andegawenii.
Brat Ludwika XVI i Ludwika XVIII oraz Madame Klotyldy, żony księcia Piemontu - Karola Emanuela Sardyńskiego i Madame Elżbiety
Karol d'Artois, znany w historiografii jako król Francji Karol X, urodził się w 1757 roku. Intelektualnie był zdecydowanie bardziej tępy od Ludwika XVI, odebrał też bardzo słabe i powierzchowne wykształcenie. W młodości był hulaką, utracjuszem, awanturnikiem, narwańcem i pojedynkowiczem. Bardzo dobrze tańczył, świetnie jeździł konno, czarował damy, miał wiele przygód miłosnych. Ożeniony został bardzo młodo z księżniczką sabaudzką Marią Teresą, kobietą nad wyraz brzydką, małą i grubą. Dlatego też wcześnie poszukiwał ukojenia w ramionach znacznie efektowniejszych wybranek. W 1778 roku głośny stał się jego pojedynek z kuzynem, księciem de Bourbon, którego żonę, po pijanemu, uderzył publicznie. Afery tego rodzaju powodowały, że książę nie był lubiany nawet przez Marię Antoninę.
Był też blagierem o bardzo wątpliwej odwadze osobistej, o czym najlepiej świadczy incydent podczas powstania kontrrewolucyjnego w Wandei. Jako lider rojalistów miał stanąć na jego czele, wyruszył już z Anglii, ale po drodze rozmyślił się i zawrócił. Jego stosunek do rewolucji był jednoznacznie negatywny. Od pierwszych jej chwil nie szedł na żadne kompromisy, różniąc się i od pary królewskiej, i od brata Ludwika. Zaraz po uformowaniu się w czerwcu 1789 roku Zgromadzenia Narodowego apelował gorąco do brata Ludwika XVI o jego rozpędzenie. Do końca życia uważał, że Ludwika XVI zgubiła ustępliwość wobec rewolty społecznej.
Początkowo jako hrabia Artois, był skrajnym konserwatystą, już 3 dni po zburzeniu Bastylii w 1789 roku emigrował do Belgii. Później przebywał w Koblencji, wraz z bratem zorganizował mały korpus emigrantów, który w 1792 roku wziął udział w wojnie przeciwko Francji. Później przebywał w różnych krajach Rzeszy, Holandii i Petersburgu.
Charakterystyczna była rozmowa Karola z Talleyrandem w Marły, nocą z 16 na 17 lipca 1789 roku. Było już po zburzeniu Bastylii, po opanowaniu Paryża przez rewolucję. Talleyrand, który początkowo poparł bunt, teraz widział ostatnią szansę jego krwawego zduszenia przez armię. W takim wypadku byłby gotów poprzeć ponownie i zdecydowanie Burbonów. Radził szybkie działanie. Karol uważał, że nie jest to możliwe z uwagi na ustępliwość Ludwika, bojącego się przelewu krwi. Chciał emigrować. Po długich naleganiach Talleyranda poszedł wszak zbudzić brata, ale ów tylko powtórzył swą decyzję nieużywania przemocy. W rezultacie Karol i Talleyrand poszli różnymi drogami. Książę rzekł: "Co do mnie, to już się zdecydowałem: wyjeżdżam jutro z rana i opuszczam Francję". Namawiał też do tego Talleyranda. Ten kategorycznie odmówił prosząc Karola o pozostanie w kraju. Rozeszli się w gniewie.
W 1795 roku z pomocą angielską podjął całkowicie nieudany desant w Bretanii. Następnie osiadł w Anglii, gdzie był faktycznym przywódcą radykalnych rojalistów. Karol nie od razu znalazł się w Anglii. Jeździł prawie po całej Europie, trafił aż do Katarzyny II do Petersburga, gdzie w 1793 roku był gościnnie podejmowany. Stał się wodzem "niezłomnych", faktycznym liderem emigracji, jątrząc przeciw rewolucji i Napoleonowi. Tułaczy szlak był trochę inny niż Ludwika, wiódł przez Belgię, Nadrenię, Badenię, Szwajcarię, Turyn, Wenecję, Holandię, Rosję. często pod obcym nazwiskiem. Wreszcie u progu nowego XIX wieku stanął na wyspie. Tu mieszkał najpierw w ponurym i zimnym - jak cała Szkocja - zamku Holyrood, miejscu niegdysiejszego pobytu legendarnej Marii Stuart. Potem władze brytyjskie zezwoliły mu na pobyt w Londynie, gdzie zamieszkał na Baker Street. W swej willi założył antybonapartystowski ośrodek intryg, przyjmował Cadoudala i innych rojalistów. Sam wszak nigdy nie ruszył potajemnie do Francji, jak robili to Cadoudal, bracia Polignac czy jego bliski przyjaciel markiz de Riviere. Wszyscy oni ponieśli srogie konsekwencje z rąk policji Napoleona i Fouchćgo. Cadoudala stracono, pozostali z wymienionych poszli do lochu w Vincennes (miejsce kaźni księcia d'Enghien). Kazamaty były ich udziałem przez dobrych parę lat, jednakże wszyscy przeżyli.
Karol natomiast nigdy nie naraził się osobiście, wystawiając na ryzyko innych. Tułała się za nim po świecie jego kochanka i powiernica, pani de Polastron. Była mu niesamowicie wierna, do tego stopnia, że poświęciła dlań swe zdrowie, przebywając w okropnym klimacie angielskim, co przypłaciła życiem. Poznali się jeszcze w Wersalu przed rewolucją, ona była w świcie Marii Antoniny, znudzona mężem. Chora na gruźlicę, zmarła w Anglii w 1804 roku Karol ciężko to przeżył, zmienił się wewnętrznie. Stał się bardzo pobożny, otoczył się księżmi, codziennie uczestniczył we mszy. W tymże roku spotkał się z Ludwikiem w Kalmarze. Czuli się zdruzgotani po ogłoszeniu cesarstwa. W 1807 roku do Londynu zjechał również Ludwik i tak razem wegetowali.
W 1814 roku wrócił do kraju, stając na czele nieprzejednanych konserwatystów, dążących do przywrócenia przedrewolucyjnego absolutyzmu i radykalnej rozprawy z dziedzictwem rewolucji i cesarstwa. W początkach "Stu Dni" w 1815 roku usiłował przeciwdziałać powiększaniu się sił napoleońskich; po przywróceniu rządów Ludwika XVIII zaangażował się w represje wobec bonapartystów i republikanów w latach 1815-1816. W 1818 roku zgłosił protest przeciwko rzekomemu prześladowaniu rojalistów we Francji. Po zamordowaniu przez republikanina jego syna, księcia Karola de Berry w 1820 roku, jego sympatycy ponownie weszli do rządu.
Wiosna 1814 roku przywróciła Karolowi i ultrasom swobodę ruchów. Kiedy spotkał Tallyeranda, ten spytał się, czy Karol pamięta rozmowę w Marły. Nie lubili się. Eks-biskup uważał Karola na głupca, a ten Talleyranda za cynika i koniunkturalistę. Rozsądni obserwatorzy i uczestnicy życia politycznego obawiali się - jak car, Ludwik czy Talleyrand - roli Karola. Ludwik mawiał, że gdyby on przeżył brata, to jest szansa na trwałość dynastii, w przeciwnym razie lud po jakimś czasie zmiecie Burbonów. Tak się też i stało, ale proroctwo takie wygłaszało wielu.
O działalności Karola jako lidera "konserwy" za panowania brata już pisałem. Warto się jednak zatrzymać przy głębszej i wnikliwszej charakterystyce człowieka, który jesienią 1824 r. zastąpił Ludwika na tronie. Francja znała go dobrze, ale oceniano go nader schematycznie, tendencyjnie i powierzchownie. Miał o wiele większe niż poprzednik szanse na kontynuowanie dynastii, bo nieciekawa żona Maria Teresa urodziła mu dwu dorodnych synów: Ludwika i Karola, o których dbał bardzo, widząc w nich spadkobierców swej linii politycznej.
Francuska (i nie tylko) historiografia burżuazyjno-liberalna, a w ślad za nią i marksistowska, poważnie przerysowała charakterystykę Karola w kierunku negatywnym. Oczywiście jako polityk i król był miernotą, bodaj największą z Burbonów, ale nie znaczy to przecież, że był zupełnie zły, ciemny, głupi, krwiożerczy, śmieszny, nieokrzesany, tchórzliwy itp., itd., jak wnosić można z większości opracowań, pamiętników i innych przekazów. Charakter miał dość skomplikowany i wcale nie taki jednoznaczny.
Przede wszystkim nie wyciągnął żadnych wniosków z minionych dwudziestu pięciu lat, czasów rewolucji i Napoleona. Był tak ograniczony intelektualnie, że po prostu nie przyjmował do wiadomości przemian, jakie jego kraj przebył. Nie zrozumiał ich i oburzał się na nie. Po roku 1814, kiedy stanął na czele ultrasów (byli to ludzie, którzy często nie uważali Francji z lat 1789-1814 za ojczyznę, służąc np. w armii austriackiej, flocie angielskiej, administracji rosyjskiej lub hiszpańskiej), usiłował zatrzymać Francję na jej dziejowej drodze ku demokracji burżuazyjnej. Co więcej zawrócić ją z tej drogi. Była to walka z wiatrakami, ale on najzwyczajniej tego nie pojmował. Po zgonie brata uzyskał nareszcie całkowitą samodzielność polityczną, choć na życiu politycznym i mechanizmach polityki znał się bardzo kiepsko.
Był "człowiekiem zasad", ulepionym jakby z jednej bryły, na swój sposób honorowym i uczciwym. Nie grał, nie był pozerem i cynikiem, jak Ludwik. Wszystko traktował bardzo poważnie. Jednocześnie był w nim - paradoksalnie - jakiś rys zabawy czy beztroski, relikt dawnych szumnych i wesołych lat młodości. Lubił życie towarzyskie, był rozmowny, nie cierpiał etykiety (on, auto-krata!), zachowywał prostotę w obejściu, zwano go wręcz "Karol Prosty".
Był pod wieloma względami przeciwieństwem Ludwika. Na pewno człowiekiem "lepszym" - w potocznym tego słowa znaczeniu - niż cyniczny i gnuśny brat. Pozbawiony jego złośliwości i wyrachowania. Mało jadł, był sprawny fizycznie, wysoki, przystojny, energiczny, wysportowany. Miał sylwetkę wręcz młodzieńczą, niektórzy twierdzili, że wyglądał lepiej od własnych synów! Gdy wstąpił na tron, był sześćdziesięciosiedmioletnim starszym panem, a sprawiał wrażenie mężczyzny w średnim wieku. Był też zdrowy, znakomicie jeździł konno, uwielbiał polowania. Dla otoczenia był to szok po nieruchawym Ludwiku XVIII.\
Na polityce znał się natomiast nawet znacznie gorzej niż Ludwik. Sprawy państwowe traktował niefrasobliwie, zdając się na ministrów, i to wedle zasady "jakoś to będzie". Jego porządek dnia był prosty: poranne nabożeństwo, krótkie śniadanie, polowanie, gra w karty, życie rodzinne. Uwielbiał zwłaszcza wnuka, Henryka księcia Bordeaux, noszącego tytuł hrabiego de Chambord (1820-1883), syna zamordowanego księcia de Berry. To właśnie na jego rzecz potem abdykował.
Karol jeszcze po latach, przed śmiercią, na powtórnym wygnaniu w Anglii, zwykł był mawiać: "Wolałbym być dorożkarzem niż królem Anglii za cenę karty czy jakiejś konstytucji. A fe!". Jakiekolwiek przepisy ograniczające absolutną władzę królewską były w jego pojęciu absurdem. Życie zatrzymało się dlań przed 1789 roku. Naturalnym porządkiem rzeczy był ten sprzed kilkudziesięciu lat. Trzeba to chyba uznać za jakiś defekt psychiczny, niemożność przełamania się, upór. Zdawał sobie z tego sprawę, mówiąc: "Tylko pan de La Fayette i ja nie zmieniliśmy się od 1789 roku". Miał całkowitą rację, jak pokażą wypadki z lipca 1830 roku. Mawiał też z pewną dumą, że jest człowiekiem "nie z tego świata".
27 września 1824 roku Karol wjechał uroczyście na koniu do stolicy. Wszczęto energiczne przygotowania do koronacji w Reims, jak za Ludwika XVI. To nawiązanie do starych tradycji, średniowiecznych ceremonii nie wynikało bynajmniej z zamiłowania króla do etykiety. Chodziło raczej o zaakcentowanie ciągłości burbońskiej władzy, pochodzącej "z woli Boskiej".
Objąwszy tron, wdrożył kurs radykalny. Forsował umocnienie pozycji Kościoła katolickiego przez przekazanie klerowi kontroli nad edukacją, przywrócenie kary śmierci za świętokradztwo i dążył do umożliwienia byłym emigrantom wykupu ziem, które utracili w okresie rewolucji (uchwala o 1 mld franków odszkodowania, co miało umożliwić wykup ziemi) i ograniczenia wolności publikacji.
Król zyskał nawet przez pierwsze dwa tygodnie poparcie liberałów, gdyż ordonansem z 29 września przywrócił wolność prasy, tłumioną przez rząd Villele'a. Był to gest najwidoczniej propagandowy, obliczony na efektowny poklask opinii. Ta była coraz potężniejsza, zdominowana przez liberalno-demokratycznych działaczy, pisarzy (Stendhal), dziennikarzy i polityków (młody Adolphe Thiers). Z tą burżuazyjną opozycją współpracował arystokrata Talleyrand, który jak stary sęp (był przecież starszy niż król) czyhał na upadek Karola X i zmianę reżimu. Talleyrand już wówczas widział na tronie Ludwika Filipa Orleańskiego, sympatyka burżuazji i nowych tendencji społecznych.\
Dla Karola X tymczasem burżuazja, "stan trzeci", w ogóle nie istniała jako siła polityczna. Ludzie dobrze wiedzieli, że król "powściągnie i zniechęci swych wrogów, podniesie i wynagrodzi swych przyjaciół". Koronacja 29 maja 1825 roku stanowiła rodzaj szokowej terapii zaordynowanej społeczeństwu francuskiemu, najbardziej przecież postępowemu w ówczesnej Europie. Choć sama uroczystość nie była tak odpychająca, jak to opisują niechętni Karolowi ludzie. Była barwna, tłumy wyległy na ulice, korpus dyplomatyczny wystąpił w pełnej okazałości; Talleyrand grał pierwsze skrzypce wśród mistrzów ceremonii - jako wielki szambelan dworu.
Karocę królewską wyciągnięto z lamusa, za nią toczyła się berlinka" Talleyranda. Katedrę ustrojono dziwacznie: na wzór świątyni grecko-rzymskiej, tron był w stylu korynckim, a reszta pełne średniowiecze. Jak widać, nie było to zbyt gustowne. Po nieszporach, kazaniu i "Te Deum" przystąpiono do bezpośrednich czynności koronacyjnych. Karol X traktował je bardzo serio, w przeciwieństwie do Napoleona, dla którego koronacja była li tylko barwnym widowiskiem. Karol złożył trzy przysięgi, w tym także na "wierne przestrzeganie Karty konstytucyjnej".
Znaczenie Villele'a spadło na rzecz samego króla. 22 grudnia 1824 roku otworzył on izby parlamentarne, których tak nie cierpiał, a które tolerować musiał. Jego taktyka polegała na takim kształtowaniu składu Izby Deputowanych (drogą wyborów), aby było to gremium powolne rządowi. Nie udawało się.
Reakcyjny rząd Villele'a wprowadził restrykcyjne ustawodawstwo: karę śmierci za "świętokradztwo", ogromne (rzędu około miliarda franków) odszkodowania dla byłych emigrantów politycznych, drastyczną cenzurę prewencyjną. Powracała hegemonia arystokracji rodowej, mieszczaństwo i lud usiłowano zepchnąć na margines. Król u schyłku życia stał się bigotem (jako młodzieniec przejawiał inklinacje libertyńskie), opierając się w dużej mierze na hierarchii kościelnej i jezuitach. Otaczała go klika podobnych mu fanatyków dawnego porządku, z hrabią de Villele, księciem Julesem de Polignac i markizem de Riviere na czele.
Istotny problem stanowiła rekatolizacja kraju. Jak pisałem, rewolucja była laicka i antyklerykalna. Napoleon po pierwszych gestach prokościelnych (konkordat) uwięził papieża Piusa VII w Fontainebleau. Kościół wręcz tępiono. Ludwik XVIII też był daleki od wiary. Natomiast pobożny Karol chciał przywrócić Kościołowi nie tylko "rząd dusz", lecz i wpływy polityczne. Bardzo urośli też jezuici, tępieni wcześniej nawet przez Ludwika XVI. Burżuazyjna opinia i prasa demonizowała rolę jezuitów i Kościoła za panowania Karola. Wyolbrzymiano też rzekomo decydujący wpływ hierarchii na życie publiczne. Wpływ taki oczywiście był i król pomagał Kościołowi jako sile politycznej. M.in. w podporządkowaniu sobie oświaty, "zepsutej" przez ateizm lub deizm lat minionych. Kościół i arystokrację krytykowali ówcześni luminarze literatury, ze sławnym Stendhalem na czele. Pisał on na przykład:
"Trzydzieści tysięcy szlachty napływa wszystkimi dyliżansami: nie umieją nic, a domagają się wszystkiego".
Surowa i przesadna była to opinia, ale nie odbiegała daleko od prawdy. Arystokracja we Francji definitywnie traciła wpływy i siłę.
O Karolu zaczęły krążyć plotki, że ma święcenia kapłańskie, a nawet biskupie. Mówiono, iż jest jezuitą itp. Na czele skrajnie niepopularnej "księżej partii" stanął de Riviere, onegdaj ciężko prześladowany przez reżim Napoleona. Ostatnie posunięcia znienawidzonego rządu oprotestowała nawet powolna królowi Izba Parów. Jak widać, władca żył w świecie iluzji, całkiem nierealnym i pełnym rojeń. Stał się dinozaurem starego ładu, walczącym z nieubłaganą rzeczywistością. Przez swój klerykalizm rozjuszył na domiar narodowy Kościół gallikański. I tak zrażał sobie wszystkich po kolei, nawet dawnych socjuszy, kopiąc sobie grób. Charakterystyczny był dialog Karola z Talleyrandem. Król rzekł: "Władca, który jest zagrożony, ma tylko dwa wyjścia: tron albo szafot". Na to stary lis odparł: "Wasza Królewska Mość zapomina o trzecim wyjściu - o karecie pocztowej!". Otwarcie prorokował mu tedy wygnanie z kraju.
Przez pierwsze cztery lata jego rządów premierem był wspomniany reakcjonista de Villele. Pod wpływem jednak silnej opozycji król dał mu dymisję (styczeń 1828 roku). W listopadzie 1827 roku bowiem ultrasi ponieśli dotkliwą porażkę wyborczą. W Izbie Deputowanych istniała mocna grupa liberałów i demokratów, a prawica straciła większość. Jakiekolwiek ustawodawstwo proreżimowe było teraz niemożliwe, chyba że złamano by Kartę. A przecież król na Kartę przysięgał w Reims. W takiej sytuacji nastąpiło coś w rodzaju "odwilży" w postaci kilkumiesięcznych rządów Jeana Martignaca, umiarkowanego monarchisty dryfującego na lewo.
W 1827 roku rozwiązał skłaniającą się ku liberałom Gwardię Narodową. Popierał reakcyjną politykę Świętego Przymierza (wspieranie Turcji w walce z Grekami). Popierana przez króla ofensywa ultrasów przyspieszyła polaryzację społeczeństwa i umocniła wpływy liberalnej opozycji, co przynisło zwycięstwo umiarkowanej opozycji w wyborach parlamentarnych w 1827 roku, ale wkrótce Karol X powołał na premiera jednego z przywódców reakcji, księcia Julesa de Polignac w 1829 roku.
Najgorsze dla korony było to, że lud Paryża zaczął się uaktywniać na ulicach. W dniach listopadowej klęski wyborczej 1827 roku wybuchły w mieście rozruchy. Rząd Martignaca był rządem przejściowym, zmuszonym do liczenia się z Izbą. Ale na premiera "niemalowanego" szykowano już Polignaca. W końcu prawica parlamentarna przyspieszyła obalenie premiera i nowym sternikiem został Polignac.
Był to rasowy ultras, przedstawiciel skrajnej konserwy. Jules Augustę de Polignac (1780-1847) był szefem rządu od lata 1829 roku do lipca 1830 roku. Bigot i reakcjonista, nie rozumiał nawet, że dni reżimu są policzone. Uprzednio bawił razem Karolem w Anglii na emigracji, wybrał się z Cadoudalem spiskować do kraju i trafił do więzienia. Teraz za swą misję uznał "powstrzymanie nadużyć prasowych i zmianę ustawy wyborczej". Było to posunięcie oczywiste, bo rząd nie miał większości w Izbie i trzeba było zmienić ordynację. Prasa natomiast dawała się reżimowi mocno we znaki, stanowiąc jądro opozycji.
Przodował tu organ "wojującej" burżuazji i inteligencji "Le National", założony w gabinecie nie kogo innego, jak Talleyranda. Ten siedemdziesięciopięcioletni starzec stał się patronem nowej elity władzy, elity przyszłościowej: Thiersa, Migneta, Armanta Carella i innych protagonistów nowych czasów.
Posunięcia króla coraz bardziej drażniły naród i rodziły coraz potężniejszą opozycję. Ultrasi stworzyli państwo policyjne, czuwające nad wszelkimi sferami życia obywateli, a zwłaszcza nad prasą, wydawnictwami, nauką, oświatą i kulturą. Taktyka nahajki nie poskutkowała, bo reżim napotkał opór wręcz w samej Izbie Parów, którą Karol wreszcie w czerwcu 1827 roku rozwiązał. Wydawało się, że nowe wybory pod batem policjanta i wojskowego dadzą mu większość. Grubo się omylił.
Po wygłoszeniu mowy tronowej kwestionującej Kartę Konstytucyjną i system parlamentarny w marcu 1830 roku doszło do protestu większości deputowanych. Karol X rozwiązał izbę i zarządził nowe wybory parlamentarne, jednocześnie dążąc do zdobycia popularności, nakazał łatwą i zwycięską karną wyprawę przeciwko Algierowi od maja do lipca 1830 roku, gdzie uprzednio znieważono francuskiego konsula. Gdy wybory, wbrew jego nadziejom, przyniosły umocnienie liberałów, rozwiązał parlament, który jeszcze nie zdążył się zebrać, zadekretował wybory wg nowej, ultrakon-serwatywnej ordynacji i zlikwidował wolność prasy w lipcu 1830 roku. Następnego dnia w Paryżu wybuchły walki uliczne; wojsko przyłączyło się do demonstrantów i w ciągu 3 dni tzw. rewolucja lipcowa obaliła Karola X. Rząd Tymczasowy wezwał do objęcia władzy księcia Ludwika Filipa Orleańskiego. Karol X abdykował na rzecz 10-letniego wnuka Henryka hrabiego Chmabord (czego nie uznał Ludwik Filip) i jednocześnie powołał Ludwika Filipa na regenta, a następnie emigrował do Anglii. Mieszkał w Anglii, potem w Pradze.
W 1830 roku Karol spowodował własny upadek. 2 marca wygłosił buńczuczną mowę tronową, kwestionującą rolę parlamentu i konstytucji. Nastąpił protest 221 członków Izby Deputowanych, wobec czego król rozwiązał ją i rozpisał nowe wybory. W wyborach czerwcowych wszak do Izby weszło aż 201 spośród owych 211 "krnąbrnych" posłów. Wówczas to wściekły suweren wydał 26 lipca cztery ordonanse (dekrety z mocą ustawy), w których rozwiązał nową Izbę Deputowanych (jeszcze w ogóle nie zwołaną!), wprowadzał zaostrzenie cenzury i dekretował nową ordynację wyborczą, dającą prawo głosu głównie arystokratycznym właścicielom ziemskim i eliminującą około trzech czwartych dotychczasowych elektorów.
Te nerwowe i wręcz rozpaczliwe posunięcia Karola oznaczały, że monarchia jego traci bazę społeczną. Liczył jeszcze na popularność w wyniku zwycięskiej wyprawy kolonialnej do Algieru (maj - 5 lipca 1830 roku), co było początkiem francuskiego imperium w Afryce północnej i stanowiło samo w sobie sukces. Karol działał tu starą metodą wszystkich despotów, chcących odwrócić uwagę ludu od problemów wewnętrznych sukcesami na niwie zagranicznej, ale nic mu to nie pomogło. Nikt już nie chciał słyszeć o jego rządach. Całe mieszczaństwo, inteligencja i robotnicy poczuli się zagrożeni w swych podstawowych swobodach obywatelskich i prawach politycznych.
Początkiem końca było opublikowanie prez historyka i dziennikarza Adolpe'a Thiersa na łamach pisma "Le National" słynnego protestu. Spowodował on poruszenie studentów, dziennikarzy, intelektualistów, a dalej burżuazji i robotników paryskich. Pojawiły się barykady, tworzyła Gwardia Narodowa, przez kilka dni wydawało się, iż ożywa duch 1789 roku. Na czele powstania stanął starzec de La Fayette, rówieśnik króla, weteran wielkiej rewolucji. Miał rację król mówiąc, że dawne porachunki pamiętają i rozumieją najlepiej on i La Fayette. Mimo iż autorami wydarzeń lipcowych byli młodzi ludzie, dla których tamten czas był odległy, La Fayette i Karol X symbolizowali zamknięcie tamtych porachunków sprzed czterdziestu lat. Wtedy zawalił się reżim Ludwika XVI, obecnie ostatnie bariery absolutyzmu kruszono w walce z jego bratem. Król i La Fayette mieli po siedemdziesiąt trzy lata. Kończyła się pewna epoka.
Król i Polignac stawiali opór, wysyłając przeciw powstańcom marszałka Marmonta, zdrajcę cesarza z 1814 roku, ale ten wycofał się z ulic Paryża, bo żołnierze bratali się z ludem. Trzy dni: 27, 28 i 29 lipca ("trzy dni chwały" - les trois glorleuses) 1830 roku odmieniły oblicze kraju. Powstanie zwyciężyło. W stolicy Francji panowały wówczas straszne upały, dlatego gorączka klimatyczna korespondowała z polityczną. Król siedział bezczynnie wraz z dworem w zamku Saint-Cloud i zdawał się czekać, aż wszyscy go opuszczą. Jakby nie chciał wierzyć własnym uszom, słyszącym ryk armat i dział.
W końcu trójkolorowy sztandar rewolucyjny załopotał na ratuszu, Luwrze i pałacu Tuileries. 30 lipca Karol cofnął cztery ordonanse, ale było już za późno na utrzymanie steru, powstał "rząd tymczasowy" La Fayette'a, który wezwał Ludwika Filipa Orleańskiego do przejęcia władzy. Ów idol burżuazji otrzymał od "buntowników" na razie propozycję zostania "generalnym namiestnikiem królestwa". Wahał się jakiś czas, bo abdykujący Karol X powierzył mu analogiczny tytuł i urząd. Czy przyjąć ster z nadania "legitymistycznego", czy z rąk "buntowników"? Wątpliwość tę rozwiał niestrudzony starzec Talleyrand - jednym jedynym słowem. Kiedy Orleańczyk spytał się, czy przyjąć ofertę rządu La Fayette'a, ten odparł: "Przyjąć!".
Załamany i z trudem nadrabiający miną Karol X abdykował 2 sierpnia na rzecz dziesięcioletniego wnuka Henryka hrabiego Chambord i ruszył z całą rodziną oraz świtą ku kanałowi. W kurzu i upale karawana jechała do Cherbourga. Wsiadając na statek do Wielkiej Brytanii i po raz ostatni patrząc na ojczyznę, stary król nie mógł powstrzymać łez. Chciał mieszkać w Londynie, ale rząd brytyjski dał mu do zrozumienia, że lepszy byłby dlań pobyt gdzieś na prowincji. Pojechał tedy do mrocznego zamku Holyrood, gdzie założył mały fikcyjny "dwór".
Choć był stary, trzymał się dobrze i był zdrowy. Żył jeszcze sześć lat, ale od tamtej pory umarł dla historii. Tułał się po Europie, znów zapomniany przez możnych tego świata. Był nieco kłopotliwy, toteż rząd angielski z ulgą powitał wyjazd eks-króla z wyspy. Wobec oddalania się perspektyw powrotu do władzy (na co początkowo naiwnie liczył) oraz uciążliwości życia w Szkocji osiedlił się na terytorium Austrii, pod skrzydłami ojca i patrona Świętego Przymierza - kanclerza Metternicha. Zamieszkał wygodnie w Pradze, na Hradczanach, w prastarym zamku królów czeskich i cesarzy niemieckich.
W maju 1836 roku miały się tam odbyć uroczystości koronacji nowego cesarza Austrii na króla Czech. Wobec konieczności ugoszczenia licznych delegacji z całej Europy grzecznie wyproszono kłopotliwego lokatora zamku. Wyjechał do Dolnej Austrii, w końcu do Gorycji (Gorizia, Goritz) niedaleko Triestu. Tu zmarł na cholerę w listopadzie, pochowano go na miejscu.


Żródła:
"Poczet władców Francji" - autor: Tomasz Serwatka
"Słownik władców świata" - Małgorzata Hertmanowicz-Brzoza i Kamil Stepan, Kraków 2005
19-04-2021
15-04-2021
22-11-2020
04-10-2020
03-06-2020