ALEKSY II ROMANOWICZ [Michał Goleniewski] (urodzony w Nieświeżu, Polska, 16 sierpnia 1922 roku, zmarł w Nowym Jorku, USA, 2 lipca 1993 roku)

Syn Michała Goleniewskiego, księgowego w Nieświeżu.

Podpułkownik, oficer polskiego wywiadu (Departamentu VII Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego - Departamentu I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych) i kontrwywiadu cywilnego, oraz zastępca szefa Informacji Wojskowej przy Kds.BP. Współpracował z CIA od 1959 roku.

We wrześniu 1964 roku na Manhattanie, Stany Zjednoczone poślubił Ingrid Kampf.

Ojciec Jerzego Goleniewskiego, gitarzysty zespołu Breakout.

Nazywał się Michał Goleniewski i był Polakiem. Nie był jedynym, który podawał się za dziecko cara, zamordowanego przez bolszewickich oprawców. Za to wśród tych oszustów był z pewnością postacią najbardziej tajemniczą i sensacyjną.

Jego wykształcenie ograniczyło się do 4 klas gimnazjum, które zdołał ukończyć do wybuchu II wojny światowej w 1939 roku. W czasie okupacji niemieckiej aresztowano go za działalność w organizacji niepodległościowej. Następnie pracował w Wolsztynie.

Po ustanowieniu władzy komunistycznej w Polsce, został przyjęty do Polskiej Partii Robotniczej i do pracy w organach bezpieczeństwa. W strukturach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego szybko awansował. Po reorganizacji organów bezpieczeństwa pod koniec 1954 roku (zlikwidowano MBP i powstał Kds.BP), Goleniewski został mianowany wicedyrektorem Departamentu II (kontrwywiad) Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. W latach 1955-1957, był zastępcą szefa Głównego Zarządu Informacji, a w 1958 roku przeszedł ponownie do organów bezpieczeństwa i wywiadu, tym razem jako naczelnik Wydziału VI (wywiad naukowo-techniczny) Departamentu I MSW - wywiad. Uważany był przez zwierzchników za oficera wybitnie inteligentnego, choć trudnego pod względem charakteru. Działał jako mąż zaufania NKWD i KGB w polskich strukturach wywiadowczych. W latach służby otrzymał m.in. Medal Zwycięstwa i Wolności w 1945 roku, Brązowy, Srebrny i Złoty Krzyż Zasługi, Odznakę "10 Lat w Służbie Narodu" i Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

W 1959 roku rozesłał do placówek CIA w Europie listy wyjawiające szczegóły szpiegowskiej działalności Harry'ego Houghtona, agenta w strukturach administracji brytyjskiej. W styczniu 1961 roku, wraz ze swą kochanką zgłosił się w rezydenturze wywiadu amerykańskiego w Berlinie Zachodnim. Wyjawił wówczas miejsce, w którym ukrył kolekcję mikrofilmów zawierających tajne materiały oraz zdekonspirował znane sobie siatki szpiegowskie na Zachodzie. Dzięki jego zeznaniom ujęto groźnego agenta George'a Blake'a oraz Gordona Lonsdale'a (Konon Mołodyj).

W PRL skazano go zaocznie w 1961 roku na karę śmierci.

Po pewnym czasie Michał Goleniewski zaczął twierdzić, że jest cudownie ocalałym carewiczem Aleksym, zbiegłym do Polski w 1917 roku. We wrześniu 1964 roku, obwołano go nawet następcą tronu Rosji. Wraz z utwierdzaniem swych roszczeń do korony rozszerzał swoje oskarżenia o szpiegostwo na rzecz Związku Radzieckiego. Objął nimi m.in. profesora Harvardu Henry'ego Kissingera, późniejszego sekretarza stanu USA oraz oficera brytyjskiej tajnej służby (Secret Service - MI5, następnie jej szefa), Michaela Hanleya. Budziło to coraz większe wątpliwości oficerów pracujących z Goleniewskim, a niektórzy uważali go nawet za schizofrenika.

Innego zdania byli James Jesus Angleton i późniejszy dyrektor CIA, Richard Helms. Obaj twierdzili, że zachowanie Goleniewskiego było sprytną grą, maskującą fakt, iż cały czas podlegał kontroli KGB, które za jego pośrednictwem zdecydowało się wydać część swojej agentury. Potwierdzał to jego były zwierzchnik, dyrektor Departamentu I MSW (w latach 1956-1961), pułkownik Witold Sienkiewicz:

"Sprawa Michała Goleniewskiego miała być specjalną kombinacją operacyjną, przeprowadzaną przez wywiad polski, Departament I MSW, wspólnie z wywiadem Związku Radzieckiego I Zarząd Główny KGB. Myślę, że Goleniewski nie był większym wariatem niż my wszyscy".

W 1964 roku mężczyzna pod nazwiskiem Aleksy Romanow bierze na Manhattanie ślub ze swoją ciężarną narzeczoną - uciekinierką z Berlina, Ingrid Kampf. Dosłownie parę godzin później urodzi się ich córka. Choć małżeństwo później się rozpadnie, "Romanow" do końca swojego życia będzie twierdzić, że jest carewiczem Aleksym - czyli synem cara Mikołaja II - i rościć sobie pretensje do spuścizny Romanowów.

Zanim ktokolwiek usłyszał o nim jako o "carewiczu Aleksym", Michał Goleniewski stał się człowiekiem służb. Najpierw w polskiej bezpiece był, tuż po II wojnie światowej, wartownikiem i intendentem, wreszcie został pracownikiem operacyjnym. Oceniano go coraz lepiej i awansowano; z Zielonej Góry, przez Gdańsk i Poznań, aż do Warszawy.

Spędził dwa lata w Głównym Zarządzie Informacji (kontrwywiad wojskowy), wreszcie: został szefem wydziału w Departamencie I MSW, odpowiedzialnym za wywiad naukowy i techniczny w krajach Zachodu. Przez cały ten czas pracował też na usługach wywiadu sowieckiego.

I nie tylko. W styczniu 1961 roku służby bloku wschodniego odnotowały na Wyspach Brytyjskich spektakularną "wsypę". Ktoś zdradził i szybko się zorientowano, że chodzi o Goleniewskiego - wówczas w stopniu podpułkownika. Nazajutrz po tym, jak po delegaturach wywiadu PRL na Zachodzie rozeszła się wiadomość o zdradzie, Goleniewski zniknął. Po raz ostatni widziano go w Berlinie Wschodnim.

Zgłosił się wtedy do rezydentury CIA w zachodniej części miasta, wraz ze swoją narzeczoną. Na współpracę z Amerykanami (a pośrednio także z wywiadem brytyjskim) poszedł był najpewniej pod koniec lat 50. Kiedy w kraju zaczęło się wokół niego robić gorąco, nie mógł nie wiedzieć, co się święci. A przy tym służby zabierały się do jego sprawy zaskakująco opieszale - uciekając, zdołał jeszcze z operacyjnego funduszu podprowadzić kilkadziesiąt tysięcy marek.

Zdrajcę skazano oczywiście in absentia na śmierć, ale mleko się rozlało. Jego ucieczkę określono po latach jako "największą chyba katastrofę w dziejach wywiadu PRL". Małym aparatem fotograficznym zdążył uwiecznić szereg tajnych dokumentów. Mógł opisać całą hierarchię służb w Polsce. Wielu agentów na Zachodzie mógł zdekonspirować, bo znał ich osobiście albo przynajmniej z widzenia; znał też metody ich pracy i indywidualne słabości. Stanowił więc nieocenione źródło kompromatów dla zachodnich służb, a te za ich pomocą mogły wrogich agentów szantażować i zmuszać do współpracy.

Wpadł, kiedy wskazał Brytyjczykom "kretów", ulokowanych w admiralicji Royal Navy oraz MI6. Jeden z nich zdążył bowiem jeszcze przekazać do centrali wiadomość, że CIA ma wysoko postawionego informatora w peerelowskim wywiadzie. To wtedy musiał się salwować ucieczką na Zachód.

Znalazł schronienie w Stanach, a Kongres przyznał mu w 1963 roku tamtejsze obywatelstwo. W wyniku zdrady Goleniewskiego uruchomiono w polskim MSW operację "Teletechnik". Zaczęto się uważnie przyglądać jego matce i synowi, a także wyciągać na niego kompromitujące materiały, prowokując do ujawnienia. Jego bezpieczeństwo cały czas było więc przedmiotem wywiadowczej gry.

Aż tu nagle Goleniewski stwierdził, że nazywa się… Aleksy Romanow, jest potomkiem cara Mikołaja II i tym samym - jedynym pretendentem do tronu carskiego w Rosji. Popadł w szaleństwo? To nadal jest przedmiotem sporu - ale chcąc wyjaśnić, dlaczego w ogóle ktokolwiek mógł się podawać za carewicza Aleksego, musimy przypomnieć okoliczności upadku Mikołaja II i mordu na rodzinie Romanowów.

Rok 1917. W miarę jak kolejne rewolucyjne tąpnięcia wstrząsają Rosją, car Mikołaj II popada w izolację. Wszystkie rewolucyjne stronnictwa - nie wiadomo wtedy jeszcze, że władzę zdobędą bolszewicy - łączy jedno: nieprzejednana wrogość i pogarda dla caratu. Mikołaj traci poparcie generałów, abdykacja zostaje na nim mimo pozorów wymuszona.

Jak napisze jeden z największych znawców Rosji w XX wieku, Mikołaj II "upadł nie dlatego, że był znienawidzony, ale dlatego, że nim gardzono". Nie tyle nie miał żadnego autorytetu, co przestano się go bać. "Wszędzie wokół zdrada, tchórzostwo, kłamstwo!" - odnotował Mikołaj II po abdykacji, ale jego rozgoryczenie było raczej miarą oderwania od rzeczywistości.

Bolszewicy decydują się aresztować carską rodzinę. Najpierw Romanowowie są przetrzymywani w Carskim Siole, potem w Tobolsku, a wiosną 1918 roku trafiają do Jekaterynburga. Tam są więzieni w "domu specjalnego przeznaczenia", a pilnują ich zmilitaryzowani robotnicy z majstrem-pijakiem na czele. Księżniczki muszą spać na podłodze, a Romanowowie nierzadko jedzą z jednej miski, bo strażnicy nie zapewniają nawet talerzy. Do tego carska rodzina jest wykpiwana i lżona.

Dom trafia wreszcie pod straż miejscowych czekistów. Późnym wieczorem z 16 na 17 lipca 1918 roku Jakow Jurowski - ich dowódca - wchodzi do pokoju-celi carskiej rodziny. Ci już śpią - każe im się ubierać, bo mają być "wywiezieni z Jaketerynburga". W pustym pokoju na parterze więźniowie czekają na samochód, kiedy wchodzi Jurowski na czele swoich czekistów i oświadcza, że car został skazany na śmierć, bo podjęto próbę jego uwolnienia.

Car ginie od pierwszego strzału. Podwładni Jurowskiego strzelają do rodziny, w tym Aleksego (Mikołaj trzymał go na rękach). Kiedy okazuje się, że kule nie sięgnęły celu - w ubraniach Romanowów pozaszywane były klejnoty - czekiści z bliska dobijają rannych. 13-letniemu carewiczowi strzelają w głowę, księżniczkę Anastazję zakłuwają bagnetami. Ciała zostają zabrane do lasu, poćwiartowane i spalone kwasem, by uniemożliwić identyfikację.

Kiedy już "biali" podczas wojny domowej wkroczyli do Jekaterynburga, nie zdołali odnaleźć ciał Romanowów na leśnym uroczysku, które wskazali miejscowi chłopi. Szczątki Mikołaja II i jego żony miały zostać odnalezione dopiero w 1991 roku.

Nim to się stało, zaczęły się pojawiać nie tylko sensacyjne pogłoski, że carewicz Aleksy i przynajmniej jedna z jego sióstr (Maria? Anastazja?) uszli z życiem. Zaczęli się pojawiać oszuści, którzy się za nich podawali!

Już w latach 20. gazety obiegła wieść, że rzekomy carewicz Aleksy uciekł z masakry z pomocą "starego Kozaka" i ukrywa się gdzieś w Polsce, czekając na upadek bolszewickiej władzy. Inny pokrzykiwał o swoim "carskim" pochodzeniu tak skutecznie, że na wszelki wypadek zgarnęło go sowieckie OGPU i słuch po nim zaginął. Pewien estoński uciekinier do Kanady twierdził z kolei, "że stracił słuch w jednym uchu, kiedy czekista Jurowski strzelał mu koło głowy z rewolweru…". Kandydatów na ocalałego carewicza było, jak widać sporo.

Goleniewski nie był jedyny. Ale zamierzał być najbardziej przekonujący.

Jaka była jego wersja? Twierdził, że w ostatnim akcie dramatu Romanowów w ogóle nie brał udziału, bo w 1917 roku udało mu się zbiec do Polski. Mało tego: według Goleniewskiego rodzina carska miała przeżyć wyrok śmierci, bo Jurowski pomógł jej uciec! Mieli zbiec do Turcji, potem do Grecji, a wreszcie przedostać się do Polski i tam ukrywać. "Świadectwo" Goleniewskiego było tu więc zbieżne z pierwszą popularną wersją rzekomej ucieczki Aleksego.

Doszło w latach 60. do kuriozalnej sytuacji: Goleniewski-Aleksy spotkał się z niejaką Eugenią Smith, która z kolei twierdziła, że jest ocalałą księżniczką Anastazją. On ją "poznał", a ona ujrzała w nim "brata", mimo iż w swoich wcześniejszych wspomnieniach twierdziła, że tylko ona ocalała z masakry w Jekaterynburgu.

Były jeszcze dwie rozbieżności, ale Goleniewski "wybrnął" z nich za jednym zamachem i z niejaką gracją. Wiadomo było, że carewicz Aleksy urodził się w roku 1904, zaś w dokumentach Goleniewskiego widniał rok 1922. Dziedzic Mikołaja II cierpiał też na hemofilię. Goleniewski oświadczył więc, że w rzeczywistości jest starszy, ale to hemofilia sprawiła, że wygląda na prawie dwie dekady młodszego.

W 1964 roku w sądzie w Hamburgu złożył wniosek o "potwierdzenie prawa do dziedziczenia po zmarłych rodzicach". Z braku dowodów sprawę oddalono. Chwalił się rzekomymi testami biologicznymi, które potwierdzały jego przynależność do rodziny Romanowów, ale nigdy ich nie pokazał. A potem był wspomniany na wstępie ślub na Manhattanie, po którym tu i ówdzie ogłoszono go… cesarzewiczem Aleksym, następcą tronu.

CIA, która chuchała i dmuchała na Goleniewskiego, w obliczu jego nowej "tożsamości" znalazła się w kropce. Zwracał na siebie nadmierną uwagę. Im mocniej "stawał się" carewiczem Aleksym, tym więcej robił szumu. Wskazywał w dodatku na nowych rzekomych zdrajców w zachodnich służbach, m.in. późniejszego sekretarza stanu, Henry'ego Kissingera czy Michaela Hanleya, który miał zostać szefem brytyjskiego MI5.

Jedni uważali, że osuwa się w obłęd. Inni mieli bardziej przyziemne wytłumaczenie. Dla przyszłego dyrektora CIA, Richarda Helmsa, cała "carska" histeria Goleniewskiego była dlań wygodną przykrywką. Nigdy nie przestał być współpracownikiem sowieckiego wywiadu i choć zdekonspirował część tamtejszej agentury, to Kreml uznał, że warto zapłacić tę cenę za możliwość siania podejrzeń i nieufności w zachodnich wywiadach. A tę rolę fałszywy carewicz grał świetnie.

Jego dawny zwierzchnik w polskim wywiadzie dał do zrozumienia, że z osobą Goleniewskiego wiązała się, już po jego ucieczce na Zachód, "specjalna kombinacja operacyjna". Ale czy musiał w tym celu podawać się za carewicza Aleksego? Może po prostu był wariatem? "Nie większym niż my wszyscy" - puszczał oko jego niegdysiejszy dowódca.

Goleniewski zmarł w Stanach w 1993 roku w nowojorskim szpitalu w wieku 71 lat. Przyczyną śmierci była przewlekła choroba. Nie wiemy więc, jak tłumaczyłby zaskakujące odkrycie z 2007 roku. Odnaleziono wtedy - na wspomnianym uroczysku w Jekaterynburgu - pozostałości nieodkrytych tam dotąd szkieletów. Badania wykazały, że to szczątki jak najbardziej prawdziwego carewicza Aleksego i jednej z jego sióstr. Od tego czasu wiadomo, że lista fałszywych Romanowów raczej się już nie poszerzy. To chyba też oznacza, że nie znajdzie się już na niej nikt bardziej interesujący niż Michał Goleniewski.


Żródła:

Michał Goleniewski w "WikipediA"


Fałszywy carewicz, prawdziwy szpieg w "Onet.pl"