
Piotr I "Wielki" Aleksiejewicz Romanow (urodzony w Moskwie, 30 maja [9 czerwca] 1672 roku, zmarła w Sankt Petersburgu, 28 stycznia [8 lutego] 1725 roku) herb
Syn Aleksego I Michajłowicz Romanow, cara Rosji, pretendenta do korony polskiej i Natalii Kiryłłownej Naryszkiny, regentki Rosji, córki bojara Cyryla Połujektowicza Naryszkina.
Car (cesarz) Rosji od 27 kwietnia [7 maja] 1682 roku do 28 stycznia [8 lutego] 1725 roku.
Poślubiona 27 stycznia [6 lutego] 1689 roku w pałacowej cerkwi Pietropawłowskiej (śś. Piotra i Pawła) na Kremlu (oddalona 23 września [3 października] 1698 roku) Eudoksję Fiodorowną [Praskowię Hilarowną Łopuchinę - Helena] (urodzona w Moskwie, 30 lipca [9 sierpnia] 1669 roku, zmarła w podmoskiewskim pałacu Nowodziewiczym, 27 sierpnia [7 września] 1731 roku), córkę Fiodora (Hilariona) Abramowicza Łopuchina, stolnika, okolniczego moskiewskiego, pułkownika strzelców, bojara i Justyny Bogdanownej Rtiszczewej. Poślubił potajemnie w Warszawie, 8 sierpnia 1707 roku, oficjlnie w 1711 roku, formalnie w katedrze Św. Isaaka z Dalmacji w Sant Petersburgu, 19 lutego 1712 roku Katarzynę I Aleksiejewną [Martę Helenę Skawrońską] (urodzona w Jekabpils w Inflantach, Szwecja, 5 [15] kwietnia 1684 roku, zmarła w Sankt Petersburg, Rosja, 6 [17] maja 1727 roku), współwładczyni Rosji, cesarzowe Rosji, córkę Samuela Skowrońskiego, litewskiego chłopa i Doroty Hann lub Elżbiety Moritz, córki Henrika Antona Moritz.
Piotr I, znany później jako Piotr "Wielki", pierwsze lata swojego panowania spędził w posiadłości w pobliżu Preobrażenskoje, z matką, kilkoma innymi bliskimi krewnymi, w tym siostrą Natalią. Matka Piotra, caryca Natalia, wychowała się w domu Artamona Matwiejewa, człowieka światłego, który głęboko interesował się kulturą Europy. Siostra Piotra, która była mu bardzo bliska, podzielała jego entuzjazm dla idei i obyczajów Zachodu.
Podczas regencji Zofii Piotr zajmował się wszystkim, co interesuje każdego młodego człowieka o nieposkromionej ciekawości. Fascynowały go zwłaszcza mechanizmy, dlatego zawsze demontował otrzymywane prezenty, żeby sprawdzić, jak działają, po czym znów je sprawnie składał. Miał zdolności manualne i długie godziny poświęcał zajęciom ciesielskim i stolarskim. Chociaż regentka Zofia nie przestawała podejrzewać otoczenia młodego cara o spiskowanie przeciwko niej, nie przejmowała się zbytnio samym Piotrem, ponieważ ten wydawał się zawsze zbyt zajęty innymi sprawami, żeby mieć głowę do snucia jakichś politycznych planów.
Dwór Piotra znajdował się w pobliżu tak zwanego Niemieckiego Przedmieścia (Słobody) Moskwy, gdzie pozwalano osiedlać się cudzoziemcom. Młody car wiele czasu spędzał właśnie tam, pracując i ucząc się fachu od najróżniejszych rzemieślników, z których wielu wytwarzało przedmioty, jakich Rosjanie nigdy wcześniej nie widzieli. Mimo swojego tytułu, współcar Piotr służył za czeladnika u wielu z nich, oni zaś doceniali zainteresowanie młodzieńca swoją pracą.
W odróżnieniu od poprzednich następców tronu, Piotr nie wychowywał się w dusznej atmosferze Kremla z jego skostniałymi rytuałami. Prowadził natomiast stosunkowo swobodne życie i dowolnie wybierał sobie przyjaciół. Często byli wśród nich obcokrajowcy, poszukiwacze przygód, przybywający do Rosji, żeby tam próbować szczęścia, a także rzemieślnicy z innych krajów, którzy wytwarzali swoje rękodzieła wśród mniej zaawansowanych technicznie Rosjan. W taki oto sposób kontynuował naukę młody car, którego formalne wykształcenie skończyło się wraz ze śmiercią przyrodniego brata cara Fiodora III. Umiejętności, które Piotr posiadł później, zawdzięczał towarzyszom zabaw - uczył się od prostych ludzi lub młodych arystokratów z książęcych rodów oraz od przybyszów z zagranicy, z którymi się zaprzyjaźnił.
Przed ukończeniem jedenastu lat, w lipcu 1683 roku Piotr bardzo zainteresował się sprawami wojskowymi. Zamiast bawić się drewnianymi muszkietami i mieczami, współcar Piotr mógł kazać przysłać sobie dowolną ilość prawdziwej broni ze składów wojskowych. Spośród synów licznej służby zatrudnionej na dworze oraz potomków szlacheckich rodów, które nadal utrzymywały bliskie związki z Narysz-kinami, Piotr zwerbował niewielki oddział, który nazwał preobrażeńskim, od nazwy pobliskiej wioski. Gdy preobrażeński osiągnął liczebność pułku - około trzystu chłopców - stworzył drugi pułk, który nazwał siemionowski, od nazwy kolejnej okolicznej wioski. Oba pułki zorganizowane były na wzór i podobieństwo prawdziwej jednostki rosyjskiej armii, z kompaniami piechoty, kawalerii i artylerii. Młodzi żołnierze, którzy mieszkali w koszarach, otrzymywali żołd i pełnili służbę wartowniczą. Ich uzbrojenie stanowiły szable, muszkiety, a nawet armaty sprowadzone z moskiewskiego magazynu broni. Ich mundury zostały specjalnie zaprojektowane pod kierunkiem Piotra, młodzi ludzie zaś ćwiczyli w taki sam sposób, jak żołnierze regularnej armii, którą niedługo mieli się stać. Zofia i jej doradcy z rozbawieniem przyglądali się zajęciom Piotra i dostarczali mu wszystkiego, czego zapragnął dla swych "żołnierzyków". Lecz rody szlacheckie, które były przeciwne regentce, dostrzegały w działaniach Piotra głębszy sens i wysyłały do preobrażeńskiego swoje dzieci, żeby, gdy nadejdzie czas, mieć pewność, że stoją po właściwej stronie.
Nie posiadając umiejętności niezbędnych do właściwego wyćwiczenia swoich chłopców-żołnierzy, Piotr zatrudnił obcokrajowców, mających doświadczenie w sprawach wojskowych. Nie zaniedbywano żadnego elementu wyszkolenia: musztry, podstaw dyscypliny i sztuki wojennej. Sam współcar zaciągnął się do swojego wojska, najpierw jako dobosz, potem jako kanonier. Jego fascynacja artylerią spowodowała, że kilku przyjaciół zaczęło nazywać go bombardierem, co najwyraźniej bardzo mu się podobało. Długimi godzinami ćwiczył musztrę i z pełnym plecakiem odbywał marsze nakazane przez niemieckich i holenderskich instruktorów. W każdym calu zachowywał się jak prosty żołnierz, podobnie jak jego towarzysze, z których wielu pozostało jego najbliższymi druhami w dorosłym życiu. Była to bardzo demokratyczna armia, w której synowie bojarów mieszkali i służyli ramię w ramię z synami rzemieślników, leśniczych, a nawet chłopów pańszczyźnianych. Szarżę osiągało się nie dzięki urodzeniu, lecz dzięki zasługom.
Przypuszczalnie Piotr nigdy nie zamierzał wykorzystać swoich pułków przeciwko regentce, lecz z czasem miały one stać się zalążkiem pierwszej nowoczesnej armii rosyjskiej. Gry wojenne pułków były tak samo autentyczne jak manewry każdej prawdziwej armii - a nawet bardziej, ponieważ żołnierze Piotra często używali prawdziwych kul armatnich, a z muszkietów strzelali ostrą amunicją. Podczas tych manewrów zdarzało się, że młodzi żołnierze odnosili rany, a nawet ginęli.
Przed ukończeniem trzynastego roku życia Piotra znudziły ćwiczenia polowe i zapragnął wyszkolić swoje pułki w obronie i szturmowaniu fortyfikacji. Jego żołnierze zbudowali drewniano-ziemny fort wzdłuż brzegów pobliskiej rzeki Jauzy, gdzie rozegrało się wiele pozorowanych bitew. Stopniowo rozbudował fort do rozmiarów małej twierdzy, z własnym garnizonem i dworem, i nazwał go Presburgiem.
Trzy lata później od jednego z bojarów Piotr otrzymał w podarunku sekstans, który ten kupił podczas pobytu w Paryżu. Dotąd nikt w Rosji nie widział takiego przyrządu i Piotr miał spore kłopoty ze znalezieniem kogoś, kto wiedział, jak z niego korzystać. Pomóc nie potrafili mu nawet zagraniczni żołnierze, których zatrudnił do ćwiczeń w nawigacji, ponieważ większość z nich nie służyła nigdy na morzu.
Wreszcie w Niemieckiej Słobodzie znalazł się stary holenderski kupiec nazwiskiem Franz Timmerman, który potrafił korzystać z tajemniczego urządzenia. Zaskoczył Piotra szybkim i dokładnym obliczeniem odległości do jednego z domów - sługa cara zmierzył krokami odległość i stwierdził, że podany przez Holendra wynik jest poprawny. Car poprosił siwowłosego starca, by nauczył go posługiwać się tym cudownym urządzeniem. Timmerman zgodził się, lecz zastrzegł, że Piotr musi najpierw nauczyć się przynajmniej podstaw arytmetyki i geometrii, na co młody car przystał z ochotą i w niedługim czasie posiadł sztukę używania sekstansu. Timmerman, który zwiedził kawał świata i wiele opowiadał ciekawemu młodzieńcowi o cudach poza granicami Rosji, został jego wiernym towarzyszem, car zaś zwracał się do Holendra "mój przyjacielu".
Pewnego dnia, w czerwcu 1688 roku, gdy wraz z Timmermanem szperał po starych budynkach magazynowych dawnego majątku Nikity Romanowa, znalazł przypadkiem małą łódź żaglową, w której konstrukcji Holender poznał rękę brytyjskich szkutników. Stwierdził, że jest lepsza od tych, które pływają po rosyjskich rzekach i jeziorach.
- Dlaczego? - zapytał Piotr, którego intrygował zaokrąglony, głęboki kadłub i szpiczasty dziób żaglówki, pamiętał bowiem wygląd wielkich płaskodennych łodzi, używanych powszechnie w Rosji.
- Bo może pływać z wiatrem i pod wiatr - wyjaśnił Holender.
Jak łatwo się domyślić, car od razu chciał wypróbować łódź, lecz Timmerman pokazał mu przegniłe drewno poszycia i powiedział, że przed wypłynięciem będzie ją trzeba naprawić. Wezwano holenderskiego cieślę okrętowego nazwiskiem Karsten Brandt, który pracował i mieszkał w Niemieckiej Słobodzie. Piotr patrzył, jak wymienia przegniłe deski i smaruje kadłub smołą. Po zakończeniu prac Brandt zwodował łódź na pobliskiej rzece i pokazał, jak nią manewrować, posługując się sterem i żaglem. Zafascynowany car niebawem dołączył do Brandta. Tego dnia zaraził się swoją życiową pasją - zamiłowaniem do okrętów i żeglowania, która doprowadziła do powstania pierwszych dwóch flot w historii Rosji.
Rok 1689 okazał się przełomowym w życiu Piotra. Po pierwsze, jego matka, zaniepokojona o przyszłość dynastii, wybrała dla niego żonę. Ślub odbył się 27 stycznia (6 lutego). Nieszczęsna panna młoda, Eudoksja Łopuchina, pochodziła co prawda z arystokratycznego rodu, lecz, co było typowe dla większości współczesnych jej kobiet rosyjskich, otrzymała skromne wykształcenie i jeszcze mniej od rówieśniczek interesowała się sprawami szerokiego świata. Była najgorszą z możliwych partnerek dla młodego mężczyzny o nieposkromionej ciekawości i energii. Małżeństwo od samego początku było farsą: Eudoksja zamieszkała ze swoją teściową, którą wkrótce zaczęła drażnić stała obecność synowej, Piotr zaś cały czas spędzał poza domem, razem z przyjaciółmi w Niemieckiej Słobodzie, wśród pięknych kobiet, które afiszowały się swoimi zachodnimi obyczajami i strojami.
Po drugie, w 1689 roku stosunki Piotra z Zofią doszły do punktu kulminacyjnego. Zakończona klęską druga kampania Golicyna przeciwko Tatarom krymskim podkopała, jak już wiemy, pozycję regentki. Nawet wśród strzelców dały się słyszeć głosy sprzeciwu wobec jej rządów. Naciski, którym ją poddawano, wzbudziły podejrzenia, że matka Piotra wraz z rodziną spiskuje, żeby pozbawić ją władzy. Rozstrzygająca chwila nadeszła podczas uroczystości religijnych w Moskwie. W czasie jednej ze swoich rzadkich wizyt w stolicy Piotr powiedział Zofii, że nie może iść obok niego i Iwana, lecz powinna trzymać się z tyłu. Obrzucił ją także zniewagami za wynagrodzenie Golicyna i jego dowódców mimo poniesionej przez nich klęski. Wściekła Zofia, która mimo znalezienia sobie nowego kochanka pozostawała nadal oddana Golicynowi, podjęła działania mające na celu wyeliminowanie Piotra i zatrzymanie tronu dla siebie.
Zaczęła nazywać siebie "gosudarynią", chociaż była tylko tymczasową opiekunką tronu, dopóki Piotr i Iwan nie osiągną wieku męskiego. Wtedy i tak musiałaby ustąpić. Jest więc rzeczą zrozumiałą, że ze wszystkich sił starała się tego uniknąć, przez cały czas swoich rządów podejmując próby doprowadzenia do oficjalnej koronacji siebie lub jednego z braci.
Nocą 7 (17) sierpnia 1689 roku kilka pułków strzeleckich znalazło się za murami Kremla, rzekomo w celu eskortowania regentki podczas pielgrzymki, z którą miała zamiar wyruszyć następnego ranka do pobliskiego monasteru. Drugim powodem było zapewnienie Zofii obrony przed atakiem, który według krążących plotek miały przypuścić na nią pułki "żołnierzyków" Piotra. Lecz informatorzy Naryszkinów zinterpretowali te działania pułków jako przygotowanie do ataku na dwór w Preobrażenskoje i wysłali tam dwóch lojalnych oficerów, żeby ostrzec Piotra. Przybywszy na miejsce dobrze po północy, posłańcy obudzili go z głębokiego snu. Gdy mu oznajmili, że musi niezwłocznie uciekać, ponieważ pułki strzelców moskiewskich są już w drodze, Piotr, pomny okropności ich buntu z 1682 roku, wyskoczył z okna i będąc w samej nocnej koszuli, dosiadł konia. Niedługo potem dopędziło go kilku oficerów, przywożąc ubranie. Razem jechali całą noc bez przerwy do bezpiecznego schronienia w Ławrze Troicko-Siergijewskiej. W ślad za nim przyjechały żona i matka pod eskortą pułków dawnych "żołnierzyków" Piotra, którzy teraz stanowili groźną siłę zbrojną.
Jak na ironię, wojskami Piotra dowodził jego bliski przyjaciel kniaź Borys Golicyn, kuzyn faworyta regentki. Za kilka godzin dołączył do nich liczący tysiąc żołnierzy lojalny oddział gwardii pałacowej. Przez kilka kolejnych dni jednostki regularnej armii zbierały się u boku cara, rozbijając obóz wokół monasteru. Wkrótce opowiedziały się za carem także wyborowe oddziały armii rosyjskiej, pułki wyćwiczone na modłę zachodnią. Ich dowódcą był bliski przyjaciel Piotra, Szkot Patryk Gordon, zwany przez niego pieszczotliwie Patrykiem Iwanowiczem.
Zofia wkrótce spostrzegła, że jej położenie robi się coraz trudniejsze. Zrozpaczona, wysłała do Ławry patriarchę Joachima z poleceniem wynegocjowania rozejmu, lecz ten natychmiast przeszedł na stronę Piotra. Tymczasem poparcie dla regentki ze strony reszty strzelców, stacjonujących na Kremlu i wokół miasta, stopniowo malało. Przysięgali wierność dwóm carom i regentce, lecz przecież car Piotr, nawet będąc "drugim carem", miał pełniejsze prawo do ich lojalności niż regentka. Stało się także jasne, że w razie wybuchu walk Piotr zwycięży, ponieważ do jego obozu pod monasterem dołączały kolejne siły, a nikt nie chciał być po stronie przegranych, bo mogło to oznaczać wyrok śmierci za zdradę stanu.
Wreszcie Zofia skapitulowała i złożyła urząd. Kilku spośród jej najbliższych doradców oddało głowy, lecz większość, w tym Wasyla Golicyna, zesłano na Syberię. Zofia zamieszkała w klasztorze w pobliżu Moskwy (Nowodziewiczym), a Piotr poprosił swojego przyrodniego brata i współcara, żeby sprzeciwił się każdemu, kto chciałby wtrącać się w sprawy państwa lub podejmował próby dyktowania polityki. Iwana nie interesowało rządzenie Rosją. Był żonaty, dochował się córki i był zadowolony, że zostawia się go w spokoju. Jego słabe zdrowie i niechęć do roli władcy prawdopodobnie uchroniły go przed potencjalnymi zabójcami w obu obozach.
Piotr nadal nie mógł sobie znaleźć miejsca i nie chciał jeszcze obejmować steru władzy. Rządy przejęła w istocie koteria Naryszkinów. Wiele spośród postępowych decyzji Zofii, włącznie z ćwiczeniem wojsk rosyjskich przez oficerów zachodnich, zostało unieważnionych. Zwrot ku Zachodowi, rozpoczęty za panowania dwóch poprzednich carów i kontynuowany przez Zofię, został gwałtownie zahamowany i Moskwa znów wróciła do swojej dawnej ksenofobii.
Piotr powrócił do życia włóczęgi, jakie wiódł wcześniej. Był pierwszym carem, który dotarł do Archangielska na dalekiej północy, gdzie po raz pierwszy ujrzał ocean. Tam też spotkał kapitanów brytyjskich i holenderskich statków handlowych; uczył się od nich sztuki żeglowania. Ponieważ ich pełnomorskie okręty wywarły na nim ogromne wrażenie, złożył w Holandii zamówienie na fregatę. Zbudował także własny statek i nauczył się żeglować z niewielką flotyllą na jeziorze w pobliżu Archangielska.
Nawet po śmierci matki w 1694 roku i brata-współwładcy dwa lata później Piotr nie od razu wrócił do stolicy. Na razie pozostawił Moskwę w rękach niekompetentnych członków rodziny i ich skorumpowanych stronników, którzy spustoszyli skarbiec i ogólnie źle się przysłużyli Rosji. Dowodził wtedy armią wyprawiającą się na turecki Azow, fortecę, którą Kozacy krótko okupowali w 1642 roku i zaoferowali jego dziadkowi, carowi Michałowi, lecz oferta - jak pamiętamy - nie została przyjęta. Tym razem Piotr był zdecydowany zdobyć i utrzymać miasto, obsadzając go rosyjskim garnizonem. Miał zamiar zapewnić swojemu krajowi dostęp do południowej drogi morskiej, umożliwiający nieskrępowany handel z resztą Europy.
Plan kampanii azowskiej musiał wydawać się dwudziestotrzyletniemu carowi wielką przygodą, gdy po raz pierwszy przedstawili mu go doradcy. Turcja, z którą Rosja faktycznie pozostawała w stanie wojny, uniemożliwiała Rosji korzystanie z Donu jako drogi wodnej wiodącej do Morza Czarnego. Dostęp do niezamarzającego morza był warunkiem koniecznym do powstania rosyjskiej marynarki wojennej - na razie tylko marzenia Piotra. Don płynie na południe z samego serca Rosji, a potem pod murami fortecy wpływa do Morza Azowskiego, będącego w istocie częścią Morza Czarnego, skąd łatwo można dotrzeć na Morze Śródziemne. Turcy popierali chana Tatarów krymskich, którzy od niepamiętnych czasów toczyli walki z Rosją. Co bystrzejsze umysły w Moskwie miały nadzieję, że przegrana Turków w Azowie skłoni ich do wycofania poparcia dla chana, dzięki czemu ten będzie bardziej podatny na rosyjskie naciski, a może nawet udzieli pomocy w inwazji. Tatarzy regularnie pustoszyli miasta na południu Rosji, porywając tysiące poddanych cara w celu sprzedaży na rynkach niewolników w imperium otomańskim. Były także naciski ze strony Polski, sojusznika Rosji w długoletniej wojnie z Turcją - król polski skarżył się bowiem, że Moskwa nie czyni nic, gdy Polacy przez cały czas utrzymują wojska w polu.
Piotr nie interesował się zbytnio politycznym aspektem kampanii, ujrzał w niej raczej sposobność przetestowania niewielkiej flotylli okrętów wojennych, jakie szkutnicy z Niemieckiej Słobody zbudowali dla niego. Sam car ramię w ramię pracował ze swoimi zagranicznymi przyjaciółmi, ciesząc się, że statki nabierają kształtów.
Plan zaatakowania Azowa przypuszczalnie zasugerował Piotrowi błyskotliwy łowca przygód ze Szwajcarii nazwiskiem Franz (Franciszek) Lefort. Chociaż nigdy nie piastował oficjalnego stanowiska na dworze Piotra - ani w Preobrażenskoje, ani później w Moskwie - aż do przedwczesnej śmierci w wieku czterdziestu czterech lat w 1699 roku był najbliższym przyjacielem i powiernikiem Piotra. Jako jeden z wielu zagranicznych oficerów w służbie cara, Lefort, będący przywódcą grupy zwanej wesołą kompanią, zajmował się w stolicy organizacją rozrywek. Car wybudował z cegły specjalny pałac dla Leforta i potajemnie dostarczał mu środków do organizowania niemal ciągłych biesiad i zabaw, które były okazją do tęgiego picia i rozpusty. Wielu mieszkańców Moskwy było wstrząśniętych, gdy dowiedzieli się, że Piotr bywał u Leforta osobiście. Lefort dostrzegał w Piotrze wielką osobowość i bezustannie namawiał go do czynów, które mogły przynieść chwałę Rosji. Tym razem zaproponował użycie potężnej armii do podbojów terytorialnych i nawiązania stosunków z Europą zachodnią. Zdobycie Azowa pomogłoby Piotrowi osiągnąć oba cele za jednym zamachem.
Przed rozpoczęciem kampanii azowskiej Piotr zaplanował jeszcze jedną, nader spektakularną grę wojenną. Jesienią 1694 roku wzdłuż brzegów rzeki Moskwy, pod kierunkiem cara i jego krytycznym okiem, starły się dwie armie. W manewrach wystąpiło 30 tysięcy kawalerii, piechoty i artylerii. Piotr przygotował scenariusz, w którym nakreślił plan działań, w tym przebieg linii zaopatrzenia i lokalizację obozowisk dla poszczególnych oddziałów. Położonego nad rzeką fortu broniła armia, w skład której wchodzili żołnierzykowie" Piotra, teraz już młodzi mężczyźni, wspomagani pułkami regularnej armii i miejscową milicją. Stroną atakującą była armia złożona głównie z pułków strzeleckich i kilku szwadronów kawalerii.
Chociaż nie używano kul, armaty, karabiny i muszkiety załadowane były prawdziwym prochem, żeby możliwie najwierniej odtworzyć warunki autentycznej bitwy. W pewnej chwili Piotr z niezadowoleniem stwierdził, że siły atakujące napadły na fort po tym, jak jego obrońcy wzięli udział w wystawnym bankiecie, którego główną atrakcją było picie na umór. Oczywiście odniosły zwycięstwo, lecz ich taktyka była sprzeczna z instrukcjami, jakie car wyczytał w zachodnich książkach na temat oblężeń. Następnego dnia nakazał zwycięskim oddziałom zwolnić wszystkich więźniów i zacząć wszystko od początku. Teraz, gdy obie strony postępowały już dokładnie według instrukcji Piotra, zdobycie fortu po raz drugi zabrało atakującym trzy tygodnie. Ku zadowoleniu cara wszystko odbyło się zgodnie z książkowymi wzorcami.
W kampanii 1695 roku przeciwko Turkom brały udział dwie rosyjskie armie. Pierwsza, która miała zaatakować Azow, składała się z trzydziestu jeden tysięcy żołnierzy podzielonych na trzy dywizje, które sformowano z moskiewskich strzelców, własnych pułków Piotra wzmocnionych jednostkami artylerii i z kawalerii wyćwiczonej - podobnie jak żołnierze młodego cara - przez europejskich oficerów. Dywizjami dowodzili Franz Lefort, Patryk Gordon i Awtamon Gołowin. Piotr występował w randze bombardiera (pod nazwiskiem Aleksiejew) i dowodził kompanią artylerii. Ogólną strategię ataku opracowywali trzej dowódcy dywizji na wspólnych spotkaniach z udziałem cara, lecz poza tym działali niezależnie od siebie. Armia ta wyszła z Moskwy wiosną 1695 roku i przemieszczając się głównie łodziami, popłynęła najpierw w dół Wołgi, a potem w dół Donu. W Carycynie uzbrojenie i zaopatrzenie trzeba było przetransportować lądem między rzekami, co w wiele lat później natchnęło Piotra ideą budowy kanału, łączącego obie drogi wodne.
Druga armia, dowodzona przez utalentowanego bojara Borysa Szeremietiewa, liczyła sto dwadzieścia tysięcy żołnierzy. Uzupełniona dużym oddziałem Kozaków, szła stepem i po kolei atakowała tureckie forty wzdłuż dolnego, południowego biegu Donu, zbliżając się nieuchronnie do Morza Czarnego. W ten sposób zamierzano Turków wprowadzić w błąd, sugerując im, jakoby główne uderzenie miało nastąpić od strony Krymu.
Celu wyprawy, jakim było wyparcie Turków z Azowa, nie udało się osiągnąć. Podczas kampanii Piotr odgrywał podwójną rolę: na spotkaniach sztabowych był naczelnym dowódcą, w bitwie zaś pełnił rolę kanoniera. Rosjanie zablokowali Azow od strony lądu, lecz nie byli w stanie ograniczyć dopływu zaopatrzenia i posiłków przesyłanych z Turcji statkami, które bez przeszkód zawijały do portu. Nawet oblężenie lądowe było nieszczelne, ponieważ jazda tatarska regularnie przełamywała rosyjskie linie w obu kierunkach i bezustannie nękała żołnierzy w ich obozach. Rosyjskie linie zaopatrzeniowe były tak bardzo rozciągnięte, że Tatarzy bez kłopotów przejmowali zaopatrzenie, a tereny wokół Azowa były nieurodzajne i nie mogły wyżywić oddziałów rosyjskich. Piotr widział, jak jego armię spotyka klęska za klęską. Wreszcie, w miarę zbliżania się zimy, car uznał się za pokonanego i rozpoczął odwrót z resztkami wojsk. Odwrót ten, krok za krokiem w strugach rzęsistego deszczu, podczas którego oddziały rosyjskie niepokoiła tatarska jazda, okazał się katastrofą. Zagraniczny dyplomata podróżujący z armią zanotował, że "na przestrzeni pięciuset mil cały step usłany był martwymi ludźmi i końmi na pół zjedzonymi przez wilki". Tymczasem Szeremietiew spotęgował upokorzenie Piotra serią zaskakujących zwycięstw wzdłuż Dniepru, zdobywając większość tureckich fortów, zanim wycofał się z nich przed nadchodzącymi chłodami.
Korzystając z okazji, antyzachodnie ugrupowania w Moskwie przypisały winę za klęskę zagranicznym oficerom i ich zachodnim metodom walki, podając za wzór zwycięską kampanię Szeremietiewa, w której nie było obcych dowódców. Piotr nie zwracał uwagi na ich argumenty i zaczął planować kolejną wyprawę na Azow. Przegrał, lecz nie stracił ducha ani nie zrezygnował z osiągnięcia celu. Nie był już małym chłopcem, który bawi się w wojnę. Doznane upokorzenie zmieniło go w mężczyznę. Rosyjski historyk S. M. Sołowiow pisał, że Piotr "dzięki tej klęsce dojrzał wewnętrznie i okazał podziwu godną wytrwałość w likwidowaniu jej skutków".
Długie godziny, które car spędzał podczas oblężenia, patrząc, jak tureckie okręty spokojnie wyładowują prowiant i posiłki, przekonały go, że nigdy nie zdobędzie Azowa, jeżeli nie uda mu się opanować portu. W pierwszej kampanii jego maleńka flota mogła tylko nękać marynarkę turecką. Aby temu zaradzić, rozkazał bojarom i mnichom finansować budowę statków, a tam gdzie to tylko było możliwe, rozpocząć budowę samodzielnie. W Woroneżu nad Donem zbudował wielką stocznię. Sprowadziwszy z zagranicy szkutników i cieśli do kierowania pracami, zaangażował żołnierzy i chłopów pańszczyźnianych do prac fizycznych.
Gdy w 1695 roku przybyła z Holandii do Archangielska zamówiona fregata, kazał pociąć ją na elementy, oznakować je i przewieźć lądem do Woroneża, gdzie zostały skopiowane przez robotników. W całym kraju powstawały łodzie i statki wszystkich rozmiarów, które potem cięto na mniejsze elementy i transportowano do Woroneża do ponownego złożenia. W prowizorycznej stoczni przy budowie carskiej floty pracowało, jak się ocenia, około 30 tysięcy ludzi. Po ukończeniu budowy statków zatrudnieni przez cara żeglarze holenderscy zaczęli uczyć rosyjskich marynarzy sztuki nawigacji. Car wydawał się być wszędzie - ramię w ramię z zaskoczonymi żołnierzami przenosił fragmenty statków do zmontowania, wraz z chłopami pańszczyźnianymi zbijał młotkiem deski i uczył szczury lądowe sztuki obsługiwania statków. Skala tego przedsięwzięcia jest godna podziwu, bo już w maju 1696 roku była gotowa flota licząca około 30 okrętów.
Car wznowił oblężenie Azowa w pierwszym tygodniu czerwca z nową flotą i 80 tysiącami żołnierzy, z których 25 tysięcy było Kozakami pochodzącymi z różnych wspólnot. Tym razem wybrał dla siebie inne stanowisko - nie był już bombardierem, lecz kapitanem jednego z okrętów. Leforta, który miał doświadczenie w walkach na lądzie, lecz żadnego w bitwach na morzu, mianował admirałem dowodzącym całą flotą. Naczelne dowództwo armii powierzono Aleksemu Szejnowi, bojarowi o niewielkim doświadczeniu wojskowym, lecz reputacji uczciwego człowieka, posiadającego dar właściwej oceny sytuacji. Dzielnie pomagał mu Patryk Gordon, który spośród wszystkich żołnierzy cara miał największe doświadczenie w sprawach wojskowych.
Skoordynowawszy działania z jazdą kozacką, rosyjska flota odcięła port Azow od morza, co uniemożliwiło dotarcie do miasta posiłków i prowiantu. Oblężenie okazało się niemal stuprocentowo skuteczne. Gdy fort wytrzymywał kolejne bombardowania działami Piotra, car rozkazał 15 tysiącom ludzi usypać ogromne wzgórze, z którego można już było wspiąć się na mury twierdzy. 17 (27) lipca grupa około dwóch tysięcy Kozaków, mających już dość rycia w ziemi, pogalopowała wzgórzem i zaatakowała port. Turcy zdołali odeprzeć pierwszy szturm, lecz piechota, uskrzydlona widokiem drugiej, brawurowej szarży Kozaków, ruszyła za nimi i wdarła się do miasta. Mając wroga w obrębie murów, obrońcy fortu szybko skapitulowali. Warunki kapitulacji pozwoliły armii tureckiej na spokojne wyjście z Azowa i odpłynięcie do kraju na pokładach własnych okrętów, które wpuściła do portu świeżo upieczona rosyjska marynarka wojenna.
30 września (10 października) tryumfująca armia Piotra wróciła do Moskwy, gdzie zgotowano jej entuzjastyczne przyjęcie. Każdy z powracających dygnitarzy, z wyjątkiem Piotra, jechał złoconą karetą. Zdumione tłumy patrzyły, jak defilują przed nimi admirał Lefort, generał Szejn, Patryk Gordon i inni. Cara ani śladu. Wreszcie, dzięki ogromnemu wzrostowi, został dostrzeżony na samym końcu. Szedł piechotą razem z kapitanami, którzy dowodzili statkami jego floty. Mieszkańcy Moskwy nie posiadali się ze zdumienia, widząc cara paradującego obok zwykłych marynarzy, w mundurze niemieckiego kroju, w zawadiackim trój-graniastym kapeluszu z długim białym piórem.
Tuż po powrocie do stolicy Piotr, uradowany skutecznością swojej floty, rozpoczął jej rozbudowę. Tymczasowe stocznie w Woroneżu polecił rozbudować wyposażyć je w stałe instalacje. Tysiące chłopskich rodzin kazał przesiedlić z ich ziem na wybrzeże Morza Azowskiego, zakładając kolonie u ujścia Donu. Kilka pułków byłych strzelców, ku swemu wielkiemu niezadowoleniu, zostało zmuszonych do pozostania w Azo wie w charakterze garnizonu. Monastery, bojarzy i miasta mieli teraz znaleźć środki na sfinansowanie ambitnego programu budowy statków, carowi bowiem marzyły się już nie tylko okręty zdolne zablokować pobliskie porty, lecz także duże jednostki pełnomorskie, mogące pływać po oceanach. Z Europy sprowadzono setki specjalistów do pomocy w budowie nowej rosyjskiej floty, która miała mieć stałą bazę na Morzu Azowskim, w pobliżu ujścia Donu. Pięćdziesięciu starannie wybranych młodych Rosjan wysłano do Anglii, Holandii i Włoch, aby szkolili się w sztuce budowy statków i nawigacji. Ten trud przeobrażenia Rosji w światową potęgę morską rozpoczął nową erę w historii kraju.
Wieści o zwycięstwie Rosji nad Turcją rozeszły się po Europie szerokim echem. Franz Lefort przekonał cara do odwiedzenia zachodniej Europy i zdyskontowania odniesionego tryumfu. Piotr przygotowywał się właśnie do podróży, gdy wśród strzelców, dawnych oddziałów ochrony Kremla, wybuchł bunt. Żołnierze byli niezadowoleni z tego, że pozostali w Azowie, co uniemożliwiało im realizację dochodowych przedsięwzięć handlowych w Moskwie, w które od dawna byli zaangażowani. Kilka pułków strzelców pomaszerowało w stronę stolicy, żeby dołączyć do stacjonujących tam już oddziałów. Przypuszczalnie chcieli zastąpić Piotra Zofią, która, przebywając w klasztorze nie jako mniszka, lecz jako żyjący w luksusie więzień, prawdopodobnie nie wiedziała nic o ich planach. Bunt szybko stłumiono, spiskowców zaś, w tym kilku bojarów, którzy byli także starowiercami, poddano torturom i pozbawiono życia w najokrutniejszy sposób, przywodzący na myśl czasy Iwana "Groźnego".
W 1697 roku Piotr rozpoczął podróż, którą kroniki opisują jako jeden z kamieni milowych jego panowania. Jej następstwa zmieniły Rosję z zacofanego, pozostającego w izolacji półorientalnego imperium w ważnego uczestnika polityki europejskiej. 9 (19) marca grupa dwustu pięćdziesięciu Rosjan na czele z Lefortem wyjechała z Moskwy i skierowała się na zachód ze skomplikowaną misją. Jednym z jej celów było zdobycie sprzymierzeńców i wsparcia dla nowej wojny z Turcją. Wznowienie wojny było dla cara bardzo ważne, ponieważ jego nowa flota zostałaby zablokowana na Morzu Azowskim, gdyby nie udało mu się wypędzić Turków z Kerczu - twierdzy kontrolującej cieśninę między Morzem Azowskim a Czarnym. Car pragnął ponadto dowiedzieć się wszystkiego, co tylko możliwe, o nowinkach technicznych cywilizacji zachodniej, zwłaszcza w zakresie budowy okrętów i sztuki nawigacji.
Jednym z członków Wielkiego Poselstwa, jak nazywano wysłanników cara, był prosty żeglarz Piotr Michajłow. Chociaż przebranie cara nie zwiodło nikogo, bo nie może podróżować incognito osoba górująca nad wszystkimi innymi o głowę, dwory przyjmujące poselstwo mogły przyjąć je za dobrą monetę i uczestniczyć w tak zwanej grze, co pozwoliłoby carowi na uniknięcie straszliwej nudy oficjalnych ceremonii.
Piotr wraz z resztą poselstwa skierował się najpierw do pozostającej w posiadaniu Szwedów Liwonii (Inflant), gdzie seria drobnych, acz niefortunnych przygód wywołała u niego wielką i trwałą niechęć do tego miejsca. Po ciepłym przyjęciu zgotowanym w Kurlandii przez księcia Fryderyka Kazimierza wybrali się do Królewca, gdzie car poznał osobiście elektora brandenburskiego i przyszłego pierwszego króla Prus, Fryderyka III. Podczas pobytu w Prusach pewien pułkownik artylerii nauczył cara najskuteczniejszego sposobu strzelania z armat. W Hanowerze podejmowała go elektorowa Zofia, która uznała go za mężczyznę "wielkich przymiotów i nieograniczonej wrodzonej inteligencji", ubolewała jednak, że nie otrzymał staranniejszego wykształcenia. Przybywając do Holandii na początku sierpnia 1697 roku, Piotr wyprzedził swoją znacznie wolniej podróżującą misję dyplomatyczną. Od razu udał się do Zaandam, portu, z którego wielu szkutników i cieśli wyjechało na jego zaproszenie do Rosji, mieszkając teraz i pracując w moskiewskiej Niemieckiej Słobodzie. Starając się nie zwracać na siebie uwagi, zamieszkał w domu wynajętym od kowala Herrita Kista, który także pracował w Moskwie. Niebawem Piotr musiał jednak opuścić miasto, gdyż ludzie dowiedzieli się, kim jest, i zaczęli chodzić za nim krok w krok. Prawdopodobnie car sam zdradził swoją tożsamość, odwiedzając rodziny mężczyzn zatrudnionych w Rosji.
Następnie udał się do Amsterdamu, gdzie spędził niemal pięć miesięcy, pracując jako cieśla w stoczniach holenderskiej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej. Zamieszkał na ogrodzonym terenie stoczni, żeby nie przeszkadzały mu tłumy. Codziennie szedł do pracy razem z rzemieślnikami budującymi trzydziestometrową fregatę, którą Kompania, z oczywistych powodów, zdecydowała się ochrzcić imieniem apostołów Piotra i Pawła. Car jadał zwykle posiłki w towarzystwie kolegów, którzy zwracali się do niego po imieniu, chociaż wiedzieli, kim jest w rzeczywistości.
Piotr był bardzo pojętnym uczniem i korzystał z każdej okazji, by dowiedzieć się czegoś nowego. Odwiedzał muzea, młyny, fabryki i warsztaty, w których produkowano żagle i olinowanie, a także laboratoria chemiczne i ogrody botaniczne. Odbył kilka prywatnych spotkań z Wilhelmem Orańskim, władcą Republiki Zjednoczonych Prowincji Niderlandów (taka była wówczas oficjalna nazwa Holandii), o którym tak wiele słyszał od holenderskich handlarzy i rzemieślników w moskiewskiej Niemieckiej Słobodzie. Nie udało mu się jednak pozyskać Wilhelma dla sprawy wojny przeciwko Turcji.
Gdy nadszedł czas wodowania statku, ku ogromnemu zaskoczeniu cara jednostka została mu podarowana w prezencie od mieszkańców Amsterdamu. W nietypowym dla siebie przystępie wylewności Piotr uściskał mistrza ceremonii i natychmiast zmienił nazwę statku na "Amsterdam".
Przepracowawszy kilka miesięcy ramię w ramię z holenderskimi cieślami, Piotr stwierdził, że budują oni okręty według sztywnych wzorców i niewiele wiedzą geometrii konstrukcji jednostek morskich. Po tę ostatnią wiedzę musiał więc pojechać do Anglii, dokąd postanowił zabrać część swojego poselstwa, które tymczasem dogoniło go w Amsterdamie. Reszta misji miała pozostać w Holandii, by kontynuować negocjacje z władzami tego kraju, a także doskonalić się w sztuce żeglarskiej. Wilhelm III zorganizował Piotrowi i grupie jego towarzyszy przeprawę na pokładzie angielskiego okrętu wojennego. Będąc w Anglii, Piotr zwerbował do pracy w Rosji kilku inżynierów, szkutników oraz przedstawicieli innych zawodów. Z początkiem maja 1698 roku wrócił do Holandii, a trzy tygodnie później wyruszył do Wiednia, gdzie miał nadzieję pozyskać cesarza Leopolda do swoich planów wojny z Turcją.
W stolicy Cesarstwa Piotr zetknął się z nadzwyczajnie rozbudowaną biurokracją, która śmiało mogła stawać w szranki z moskiewską. Spotkania z cesarzem, którego oficjalny tytuł brzmiał: "Jego Wielce Katolicka Wysokość Leopold I, Cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Arcyksiążę Austrii, Król Czech i Król Węgier", okazały się bezowocne. Cesarz, obawiając się wrogich zamysłów swojego rywala Ludwika XIV, króla Francji, przyjął ofertę pokojowych negocjacji złożoną przez sułtana tureckiego, którego armię pokonał pod Zentą we wrześniu poprzedniego roku. Piotrowi udało się tylko wydobyć obietnicę, że cesarz nie podpisze traktatu nie powiadomiwszy cara o jego warunkach.
Rozczarowany, że dyplomatyczne wysiłki nie przynoszą rezultatu i że nie może znaleźć sprzymierzeńców do planowanej wojny z Turcją, Piotr postanowił kontynuować podróż po Europie. Wybierał się do Wenecji, gdzie miał nadzieję nauczyć się czegoś więcej o budowie wiosłowych galer, które powielał w worones-kiej stoczni z myślą o wykorzystaniu na wielu spławnych rzekach Rosji. Jednak przed wyjazdem z Wiednia dotarła do niego wiadomość, że pułki strzelców z Azowa po raz kolejny zbuntowały się i maszerują na stolicę. Rzecz zdarzyła się miesiąc wcześniej, więc Piotr nie wiedział, czy wiernym mu oddziałom udało się pokonać buntowników, czy też w chwili gdy czyta o tych wydarzeniach, Kremla nie okupują strzelcy, a Zofia nie przygotowuje się do powrotu. Następnego dnia, 19 (29) lipca, car pospiesznie wyjechał z Wiednia, zabierając z sobą Leforta. Część misji wyruszyła już do Wenecji, lecz ci jej członkowie, którzy pozostali w Wiedniu, przygotowywali się do powrotu.
Piotr wraz z towarzyszami jechał dzień i noc, zatrzymując się jedynie na posiłki zmianę koni. Ale w Krakowie, najbardziej szczęśliwym zbiegiem okoliczności, spotkał się z posłańcem, który wybierał się właśnie do Wiednia, by powiadomić go, że generałowie Szejn i Gordon, na czele przeważających sił lojalnych wobec cara, wydali strzelcom bitwę na moskiewskim trakcie i bez większego trudu odnieśli zwycięstwo. Bunt był stłumiony. W samej bitwie zginęło wprawdzie tylko 15 strzelców, lecz kilkuset zostało straconych niedługo potem, kolejne dwa tysiące zaś uwięziono. Car postanowił więc przez jakiś czas pozostać w Polsce i korzystając z okazji, odwiedzić nowego króla, Augusta II, zarazem - pod imieniem Fryderyka Augusta I - elektora Saksonii, który tron swój zawdzięczał po części poparciu, jakiego Piotr udzielił jego kandydaturze.
Jak się miało okazać, bunt strzelców nie był poważnym zagrożeniem dla tronu. Wiosną 1697 roku, po wielu miesiącach morderczej pracy przy odbudowie fortyfikacji w Azowie, cztery pułki strzelców oddelegowano nad polską granicę, na wypadek gdyby wybór nowego króla miał na nowo rozniecić tlące się animozje między obydwoma krajami. Tymczasem strzelcy pragnęli wrócić do swoich rodzin w Moskwie i nie byli chętni do pełnienia przedłużonej służby. Wysłali więc do stolicy kilku swoich przedstawicieli z zadaniem uzyskania od cara zezwolenia na odwiedzenie rodzin i dopilnowanie handlowych interesów w mieście - w trybie prośby i petycji. Wysłannicy wrócili z zaskakującymi wieściami: krajem rządzi grupa bojarów, car wyjechał z kraju ponad rok wcześniej, a dokładne miejsce jego pobytu nie jest znane. To ostatnie nie było jednak prawdą, ponieważ urzędnicy dworscy pozostawali w stałym kontakcie z monarchą podczas całej jego wyprawy, a ponadto car wykazywał więcej zainteresowania codziennym działaniem rządu podczas podróży niż przed jej podjęciem.
Wśród niezadowolonych oddziałów zaczęły szerzyć się najróżniejsze pogłoski: car miał być przetrzymywany w szwedzkim więzieniu, a także miał porzucić prawosławie dla jakiejś niemieckiej sekty protestanckiej. Korzystając z tego, co uznali za wygodną, nadarzającą się okazję, strzelcy zbuntowali się w końcu i w połowie czerwca ruszyli na Moskwę. Postanowili wrócić do domu, na dawne, uprzywilejowane stanowiska, lecz z nowym, wybranym przez siebie władcą. Gdy przekroczyli rzekę Moskwę i widzieli już miasto, drogę zbuntowanym pułkom zagrodziły wojska garnizonu moskiewskiego, a na ich tyłach pojawiło się kilka oddziałów złożonych z zagranicznych żołnierzy w służbie cara, z dwudziestoma pięcioma działami gotowymi do boju. Przywódcy rebelii wręczyli generałowi Aleksemu Szejnowi i nie odstępującemu odeń adiutantowi generałowi Patrykowi Gordonowi listę skarg i żądań. Po ich odrzuceniu strzelcy ruszyli do ataku, lecz przewaga liczebna i ogniowa sił wiernych carowi była tak miażdżąca, że bitwa - do której doszło w połowie lipca - trwała zaledwie kilka minut. Kilku oficerów, dowódców i podżegających do buntu stracono lub zakuto w kajdany, zbuntowane pułki rozbrojono i większość żołnierzy uwięziono do czasu przyjazdu cara, który miał ostatecznie zdecydować o rodzaju czekającej ich kary.
Tymczasem w Polsce Piotr i August świetnie się z sobą rozumieli. Wymienili się mundurami i bronią, a co ważniejsze, zawarli sojusz wojskowy przeciwko wspólnemu wrogowi - Królestwu Szwecji. Polacy chcieli odzyskać ziemie utracone niegdyś na rzecz Szwecji1, Piotr zaś pragnął odzyskać wybrzeże Bałtyku, oddane Szwedom przez Michała I w zamian za ich wycofanie się z Nowogrodu.
Car, ujrzawszy na własne oczy ogromne bogactwo tak małego kraju jak Holandia, które powstało niemal wyłącznie dzięki świetnie prosperującemu handlowi morskiemu, utwierdził się w przekonaniu o konieczności posiadania przez Rosję rozbudowanej floty wojennej i handlowej. Ponieważ nawet po opanowaniu Kerczu Turcy nadal mogli blokować dostęp Rosji do Morza Śródziemnego i leżących nad nim portów południowej Europy, uzyskanie dostępu do Bałtyku wydało mu się ważniejsze niż do Morza Czarnego.
Piotr wrócił do Moskwy 26 sierpnia (5 września) 1698 roku z silnym postanowieniem wprowadzenia Rosji do grona nowoczesnych państw Europy i przykładnego ukarania strzelców. Na początek osobiście obciął przebywającym na jego dworze bojarom długie brody, jakie nakazywała nosić prawosławna tradycja. Wielu mieszkańców Moskwy uznało to za akt straszliwego świętokradztwa, podobnie zareagowała reszta kraju, gdy wieści ze stolicy rozniosły się na prowincję. Chociaż ówcześni wyznawcy prawosławia wierzyli, że długa, bujna broda jest darem Bożym dla mężczyzn, car widział w niej jedynie echo wpływów orientalnych i symbol zacofania kraju, któremu brakowało najwyraźniej blasku i doświadczenia cywilizacji zachodniej.
Piotr wydał ponadto zarządzenie, które od wszystkich mężczyzn, z wyjątkiem duchownych i chłopów, wymagało golenia zarostu. Ktokolwiek szukał łaski u cara, lepiej by nie stawał przed nim z brodą. Silny sprzeciw ze strony Cerkwi spowodował pewną modyfikację dekretu: odtąd każdy, kto chciał nosić brodę, mógł to zrobić, jeśli opłacił specjalną licencję. Znakiem potwierdzającym jej wykupienie był medalion z brązu, przedstawiający brodę, który zainteresowany winien był nosić w miejscach publicznych. Ktokolwiek nie miał medalionu, a miał zarost, golony był na miejscu. Późniejsze ukazy wprowadzały wymóg noszenia strojów w stylu zachodnim i zakaz ubierania się w tradycyjne długie szaty i wysokie buty, charakterystyczne dla dawnej Moskwy. Rosjanki, które dotąd ubierały się w suknie przypominające habity mniszek, coraz częściej pokazywały się w strojach i butach sprowadzanych z Zachodu. Przynajmniej na zewnątrz Moskwa zaczynała przypominać miasta Europy zachodniej.
Buntownicy z oddziału strzelców nie mogli liczyć na pobłażanie. Podczas tortur, które zarządzono po aresztowaniu, wszyscy przyznali się do popełnionych zbrodni, lecz uparcie milczeli na temat współudziału w spisku kogokolwiek z Moskwy. Piotr niesłusznie podejrzewał, że Zofia i jej ród zainspirowali rebelię, lecz trzeba przyznać, że miał ku temu pewne podstawy. Pamiętał z dzieciństwa atak strzelców na Kreml, śmierć członków swojej rodziny z rąk oddziałów podburzonych przez Miłosławskich i nadal wydawało mu się, że żołnierze ci mogą pozbawić go władzy i oddać tron Zofii. Nastąpił czas straszliwych tortur, wymuszania zeznań i codziennych egzekucji, lecz strzelcy nadal odmawiali potwierdzenia rzekomego udziału byłej regentki w buncie. Piotr własnoręcznie ucinał głowy niektórym przywódcom. Ciała wieszano pod oknami monasteru, w którym przebywała Zofia. Piotr osobiście przesłuchiwał byłą regentkę, lecz nie znalazł żadnych dowodów na to, że uczestniczyła w buncie strzelców. Nie mogąc uczynić jej żadnej cielesnej krzywdy, w obawie, że może to sprowokować poważniejszą rebelię, zmusił ją jednak do złożenia ślubów zakonnych. Została więc zamknięta w monasterze i nigdy więcej nie miała pojawić się publicznie.
Car wykorzystał tę sposobność do odesłania żony, której nie znosił, lecz do tej pory tolerował, do monasteru Pokrowskiego w dalekim Suzdalu, gdzie ogolono jej głowę i nakłoniono do złożenia ślubów zakonnych. Ich ośmioletni syn Aleksy, który rzadko widywał ojca, został oddany pod opiekę siostrze cara Natalii, a do nauki przydzielono mu niemieckiego nauczyciela. Po wyjeździe Eudoksji car spędzał coraz więcej czasu ze swoją kochanką Anną Mons, córką handlarza win zamieszkałego w Niemieckiej Słobodzie, pokazując się z nią nawet publicznie.
W całym kraju zachodziły doniosłe zmiany. Podczas pobytu za granicą car nakłonił do przyjazdu do Rosji niemal tysiąc inżynierów, techników, matematyków i specjalistów z innych dziedzin, których działalność zaczęła nieubłaganie zmieniać oblicze kraju. Powstawały nowe statki, kanały wodne, szkoły żeglarzy i tysiące innych rzeczy nie znanych wcześniej w państwie cara. Chociaż wiele spośród zmian wprowadzonych przez Piotra - na przykład zakaz noszenia bród i wymuszona europeizacja strojów - miało głównie symboliczne znaczenie, wzbudziły one poważny niepokój u ludności nawykłej do tradycji i kultywowania dawnych obyczajów, których ciągłość uosabiała Cerkiew prawosławna.
Wkrótce starowiercy zaczęli rozpuszczać plotki, że Piotr nie jest tym, za kogo się podaje, że na tronie Rosji zasiadł Antychryst, prawdziwy zaś car albo nie żyje, albo został uwięziony w jakimś heretyckim kraju zachodniej Europy. Wśród pobożnych, zasłuchanych w głos Cerkwi mas niemal wszystkie czyny cara stanowiły pożywkę dla tych pogłosek. Ukaz zabraniający noszenia bród był powszechnie uznawany za świętokradczy, który tylko potwierdzał krążące plotki, podobnie jak wyraźna pogarda żywiona przez władcę dla uświęconych tradycją prawosławnych ceremonii religijnych, w których sumiennie uczestniczyli jego poprzednicy. 20 (30) grudnia 1699 roku car dał ludziom kolejny argument przeciwko sobie, przenosząc Nowy Rok z tradycyjnego 1 września na 1 stycznia, żeby zbiegał się z datą obowiązującą w Europie zachodniej. Zarządził także, by lata liczyć od narodzin Chrystusa, nie zaś od stworzenia świata, co dotąd praktykowano i uważano za obowiązujące. Do czasu wydania ukazu carskiego był więc w Rosji rok 7207, nie 1699.
Działania te wzbudziły ogromną niechęć, podobnie jak teraz rozpowszechniający się zwyczaj palenia fajki, co było w Rosji od dawna zakazane. Na domiar złego wyszło na jaw, że władca brał udział w protestanckich nabożeństwach w Holandii i w katolickiej mszy w Wiedniu, gdzie miał także spotkanie z kardynałem Leopoldem Kolonichem, katolickim prymasem Węgier. Jeżeli Piotr był rzeczywiście prawdziwym carem, czy to obcy, heretyccy duchowni sprawili, że odwrócił się od prawosławia? Pytanie to nurtowało miliony jego rodaków.
Poza zagranicznymi doradcami, którzy z reguły wyznawali nienawistne heretyckie religie, car miał za towarzyszy wielu całkowicie autentycznych Rosjan. Jednak ponieważ większość z nich pragnęła europeizacji Rosji, ich także postrzegano jako heretyków. Tak więc Piotr, starając się unowocześnić kraj, musiał używać przemocy, gdyż większość ludności na każdym kroku opierała się próbom jakichkolwiek zmian. Trzeba przyznać, że nie wzdragał się przed tym - bez względu na to, kto się sprzeciwiał.
Chociaż stworzenie bazy dla rosyjskich okrętów wojennych i handlowych w niezamarzającym porcie pozostawało nadal głównym jego celem, car zdawał sobie sprawę, że nie uzyska dostępu do Morza Czarnego bez silnego sprzymierzeńca, który pomógłby pokonać Turków. Ponieważ nie udało mu się uzyskać wsparcia żadnego z liczących się mocarstw, skierował uwagę na północ, w stronę Morza Bałtyckiego. Rozpoczął długie negocjacje z Turkami, mając nadzieję zakończyć długoletnią wojnę i zabezpieczyć swoje południowe granice. Wreszcie w lipcu 1700 roku podpisano w Stambule traktat pokojowy. Piotr nie uzyskał co prawda dostępu do Morza Czarnego dla swoich osiemnastu fregat zakotwiczonych na Morzu Azowskim ani dla floty handlowej budowanej w Woroneżu, lecz udało mu się zdobyć prawo do utrzymywania rezydenta (ambasadora) na dworze sułtana, co oficjalnie stawiało Rosję w jednym szeregu z resztą państw europejskich. Miało to wielkie znaczenie dla przyszłych planów Piotra.
W 1699 roku car przeżył szereg bolesnych tragedii w życiu osobistym. W marcu zmarł Franz Lefort, wierny przyjaciel i bliski doradca, który nakłonił go do organizowania kampanii zakończonych zdobyciem Azowa i zaproponował ideę Wielkiego Poselstwa, czym pomógł mu w opracowaniu dalekosiężnych celów politycznych dla Rosji. Lefort zachorował po hulance, którą zorganizował na wolnym powietrzu w samym środku mroźnej moskiewskiej zimy. Organizm osłabiony latami pijaństwa i rozpusty po krótkiej walce poddał się chorobie. Śmierć przyjaciela wprawiła cara w głębokie przygnębienie. Pogrążony w smutku, wyrzucał bojarom, których zmusił do uczestnictwa w pogrzebie, że potajemnie cieszą się ze śmierci Leforta, co przypuszczalnie było prawdą. W listopadzie odszedł na zawsze drugi bliski przyjaciel cara, Patryk Gordon, który pomagał mu swego czasu organizować kolegów w pułki i był inspiratorem zakończonej powodzeniem kampanii przeciwko Turkom w Azowie. Piotr bardzo ubolewał nad śmiercią Gordona, tak ze względów osobistych, jak i zawodowych, przygotowywał się bowiem do przeprowadzenia dalej jeszcze idących zmian w armii rosyjskiej.
Osiągnąwszy wiele w stosunkowo krótkim czasie, Piotr zapragnął teraz stworzyć wielką, dobrze wyćwiczoną stałą armię, opartą na zasadach obowiązujących w Europie zachodniej. Postanowił, że jej zalążkiem staną się dwa pułki z czasów chłopięcych - preobrażeński i siemionowski. Wykrwawiły się one w obu kampaniach azowskich, lecz chociaż spisały się słabo w pierwszej, w drugiej okazały się lepsze niż sławni strzelcy.
Zimą 1699-1700 roku Piotr wziął aktywny udział w zorganizowanych przez siebie ćwiczeniach 32-tysięcznej armii, której planował użyć podczas operacji w rejonie Bałtyku. Miała ją wspierać wielotysięczna jazda kozacka i tatarska. Jak na Rosję, była to niezwykła armia, nie tylko ze względu na utrzymane w zachodnim stylu umundurowanie i musztrę, lecz także ze względu na fakt, że synowie chłopów i szlachty ramię w ramię stali obok siebie, a szarże zdobywało się dzięki rzeczywistym zasługom.
9 (20) sierpnia 1700 roku, niedługo po zawarciu układu pokojowego z Turkami, który likwidował zagrożenie z południa, car Piotr I wypowiedział wojnę potężnemu królestwu Szwecji. Porywał się na bardzo poważne przedsięwzięcie, gdyż wielu następujących po sobie silnych i inteligentnych władców tego kraju zbudowało ogromne, bogate imperium, które na przełomie stuleci obejmowało nie tylko rdzennie szwedzkie terytoria, lecz także Finlandię, Inflanty, Estonię, niegdyś należące do Rosji wybrzeża Zatoki Fińskiej, zwane Ingrią, i część niemieckiego wybrzeża Bałtyku. Trzy lata wcześniej na tronie zasiadł piętnastoletni Karol XII, Piotr postanowił więc wykorzystać sposobność i rzucić wyzwanie niedoświadczonemu młodzieńcowi. Wcześniej, bo w styczniu 1700 roku, król Polski August II wypowiedział Szwecji wojnę, niedługo potem podobnie postąpiła Dania. Gdy do działań włączyła się Rosja, wojna została nazwana Wielką Wojną Północną.
Młody król Karol, który pierwsze trzy lata panowania strawił, oddając się młodzieńczym zachciankom, szybko zrehabilitował się, przeprowadzając skuteczny atak na Danię, czym zmusił ją do wycofania się z wojny dokładnie w dniu podjęcia działań przez Rosję. Pod koniec października armia Karola przeprawiła się przez Bałtyk, rozgromiła mające czterokrotną przewagę liczebną siły rosyjskie i rozpoczęła oblężenie ufortyfikowanej Narwy. Czterdziestotysięczne siły rosyjskie zostały kompletnie zaskoczone - niemal jedna czwarta żołnierzy zginęła lub dostała się do niewoli, reszta zaś uciekła przez granicę, pozostawiając przeciwnikowi całą artylerię i tabory, a także tuzin generałów w niewoli.
Mimo intensywnych i długotrwałych przygotowań zagraniczni oficerowie Piotra nie mieli przekonania co do wartości bojowej swoich podkomendnych. Jedynymi oddziałami, które w miarę dobrze poczynały sobie podczas bitwy wstępnej, były dwa osobiste pułki cara, zwane teraz strażą carską, oraz jeden pułk piechoty. Piotr, który był obecny przez całe oblężenie Narwy aż do wieczora, w którym Szwedzi przypuścili ostateczny atak, wyjechał do Nowogrodu, żeby przyspieszyć przyjazd posiłków. Nie mógł się domyślić, że Szwedzi zaatakują tak szybko, wszak wiele oddziałów Karola miało za sobą kilkudniową drogę i można było przypuszczać, że zechcą przez jakiś czas odpocząć. Było to logiczne i zasadne, jednak odjazd cara został zinterpretowany przez przeciwników jako akt tchórzostwa, a szwedzki medal wybity w celu upamiętnienia zwycięstwa pokazywał Piotra uciekającego spod Narwy co sił w nogach.
Straty w ludziach spowodowane bitwą zmniejszyły stan atakujących wojsk szwedzkich do mniej niż dziewięciu tysięcy żołnierzy, z których wielu upiło się wódką znalezioną w obozie rosyjskim. Obawiając się, że Rosjanie mogą poznać jego prawdziwą siłę i wrażliwość na kontratak, król Karol kazał wypuścić większość rosyjskich jeńców i popędzić za uciekającymi towarzyszami. Zamiast kontynuować pościg za Rosjanami, z których strony, jak sądził, nie groziło mu już żadne niebezpieczeństwo, Karol XII zajął się Polską. Przez następne sześć lat młody władca prowadził wojnę przeciwko niej, aż do września 1706 roku, gdy zmusił Augusta II do abdykacji i powrotu do Saksonii. Pod naciskiem Karola szlachta polska osadziła na tronie proszwedzkiego Polaka, wojewodę poznańskiego Stanisława Leszczyńskiego. Prawie półtora roku później, w styczniu 1708 roku, Karol miał poprowadzić swoją armię przeciwko Rosji - jedynemu silnemu wrogowi, który mu pozostał.
Upokarzająca klęska pod Narwą przygnębiła Piotra tak dalece, że zapewne przyjąłby wszelkie warunki zaproponowane przez króla szwedzkiego, lecz załamanie szybko ustąpiło miejsca zdecydowanym działaniom. Car postanowił stworzyć nową, jeszcze potężniejszą armię, która pokonałaby Szwedów raz na zawsze. Chociaż do tej nowej armii zgłaszało się na ochotnika tysiące ludzi i każdy z nich był przyjmowany, pobór objął tym razem wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni. W latach 1700-1709 armię powiększono ponad dwieście tysięcy ludzi. Determinację Piotra w jej odbudowie najlepiej ilustruje konfiskata dzwonów z cerkwi i monasterów i rozkaz przetopienia ich na armaty.
W latach, które poświęcił na rozbudowę armii, car musiał także stawić czoło całej serii niepokojów społecznych. Niektóre z nich, jak bunt w Astrachaniu w 1705 roku, były skierowane przeciwko masowemu poborowi do wojska oraz wciąż rosnącym obciążeniom na rzecz państwa. Inne, jak powstanie Kozaków dońskich w dwa lata później, były wynikiem nieprzerwanej agitacji starowierców, którzy nie zaniedbywali żadnej sposobności do podjęcia prób zahamowania i odwrócenia reform wprowadzanych przez cara. Wojsko stłumiło wszystkie rebelie z taką brutalnością, że innym niezadowolonym na pewien czas wybiło z głowy wszelkie marzenia o proteście.
Nowa armia była znacznie lepiej zorganizowana i wyszkolona od tej pokonanej pod Narwą. Podczas ćwiczeń kładziono większy nacisk na strategię wojenną skuteczniejsze wykorzystanie nowoczesnej broni, zwłaszcza trzydziestu tysięcy muszkietów skałkowych z bagnetami, które car zakupił w Anglii. Wiele z nich rozprowadzono po manufakturach w kraju z zadaniem skopiowania, w niedługim więc czasie w Rosji zaczęły powstawać tysiące, a później dziesiątki tysięcy egzemplarzy tej broni. Car Piotr jak zwykle przyjął rolę podkomendnego, a na głównodowodzącego mianował Borysa Szeremietiewa, który wcześniej wsławił się zwycięstwami nad Turkami i Tatarami nad Dnieprem podczas pierwszej nieudanej wyprawy cara na Azow. O dwadzieścia lat starszy od cara Szeremietiew był zwolennikiem prozachodnich reform. Był najlepszym generałem i strategiem, jakiego miała wtedy Rosja.
Wojna ze Szwecją została wznowiona w styczniu 1708 roku, gdy Karol XII przekroczył Wisłę z wojskami w sile niemal pięćdziesięciu tysięcy i ruszył na Moskwę. Armia szwedzka miała wówczas w Europie środkowej i w Rosji niezwykły autorytet, a na swoim koncie całe pasmo imponujących zwycięstw. Gdyby Karol kontynuował marsz na Moskwę, zamiast kierować się na południe, istnieją wszelkie powody, by przypuszczać, że zdobyłby stolicę. Popełnił jednak ten sam błąd, który powtórzył po nim Hitler, pozwalając wciągnąć się w głąb olbrzymiego kraju, gdzie jego wojska zostały niemal odcięte od dostaw żywności i amunicji.
Lata przed wznowieniem działań wojennych wcale nie przebiegały bez konfliktów ze Szwecją. Niewielkie bitwy i potyczki były na porządku dziennym, a większość z nich wygrywali Rosjanie. W styczniu i ponownie w lipcu 1702 roku Szeremietiew pokonał szwedzką armię broniącą Inflant, w wyniku czego cała prowincja, z wyjątkiem kilku odosobnionych fortów, wpadła w ręce Rosjan. Rosjanie wzięli tysiące jeńców i uwięzili kilka tysięcy cywilnych sympatyków Szwedów. Była wśród nich siedemnastoletnia dziewczyna Marta Skawrońska, którą Szeremietiew zabrał do siebie jako służącą. Uradowany tymi sukcesami car awansował Szeremietiewa na marszałka polnego i przyznał mu Order św. Andrzeja Pierwozwannego, który utworzył, wzorując się na angielskim Orderze Podwiązki.
W czerwcu i wrześniu tego samego roku świeżo upieczona rosyjska marynarka wojenna - grupa uderzeniowa złożona z niewielkich galer, ponieważ Piotr nie dysponował środkami technicznymi do przetransportowania pełnomorskich jednostek z Morza Azowskiego na Bałtyk - zaatakowała skutecznie szwedzką flotę na jeziorze Ładoga, w wyniku czego Szwedzi musieli oddać je Rosjanom.
Wiosną 1703 roku car samodzielnie poprowadził zwycięski atak na szwedzką fortecę Nienszanc, położone o pięć mil w dół Newy od miejsca, gdzie rzeka ta, wypływająca z jeziora Ładoga, wpada do Zatoki Fińskiej. Rosjanie zdobyli kilka szwedzkich okrętów wojennych, które zostały przysłane do obrony miasta, car zaś był wśród oddziałów, atakujących okręty pod ostrzałem nieprzyjaciela. Za ten wyczyn car oraz jego dowódca generał Aleksander Mienszykow odznaczeni zostali Orderami św. Andrzeja Pierwozwannego. Mienszykow, który razem z carem podróżował po Europie zachodniej jako jego osobisty ordynans, wiedział niemal tyle samo co władca o sztuce budowania okrętów i sposobach ich wykorzystania. Mając ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, był znacznie wyższy od przeciętnego Rosjanina, lecz car i tak przerastał go niemal o głowę. Jako przedsiębiorczy człowiek i dobry żołnierz, szybko stał się ulubieńcem Piotra, ciesząc się tak wielką zażyłością jak nikt wcześniej, nie wyłączając Leforta. Mienszykow, który najlepiej uosabiał oświeconą Rosję, jaką starał się stworzyć car, był jedynym człowiekiem, który, według słów Piotra, mógł "mówić w imieniu cara".
Piotr był podekscytowany. Odmłodzona armia lądowa i młoda marynarka wojenna mogły zapisać na swoim koncie bardzo ważne zwycięstwa. Kontrolując teraz pas wybrzeża nad Zatoką Fińską, car dysponował dostępem do Morza Bałtyckiego. Chociaż okręty rosyjskie nie mogły jeszcze pływać po zwykle wolnej od lodów drodze wodnej, car wiedział, że uczynił pierwszy ważny krok do osiągnięcia tego celu. Mając dostęp do portów bałtyckich przez cały rok, Rosja mogła handlować z Europą na wielką skalę.
16 (27) maja 1703 roku Piotr Romanow, car Wszechrusi, stanął nad Zatoką Fińską, pośród bagien, oddalony o setki mil od najbliższej rosyjskiej osady, i wyobraził sobie długi szereg statków handlowych, wyładowujących i załadowujących towary, jak to widział nad Tamizą i w dokach Amsterdamu. W tym miejscu Piotr postanowił na dobre położyć kres izolacji Rosji i uczynić ją potęgą handlową. Według jednej z najbardziej popularnych legend, znajdował się na Wyspie Zajęczej pośrodku Newy, gdy ukląkł i wyciął z ziemi dwa kawałki darni. Składając je na krzyż, rozkazał zbudować na tym miejscu fort św. Piotra i Pawła. Otoczona bagnami, wsparta na drewnianych palach forteca, z kanałami zamiast ulic, miała rozrosnąć się w osadę, a następnie w miasto, które nazwano Sankt Petersburgiem, na cześć patrona cara. Podczas I wojny światowej nazwę zruszczono na Piotro-gród, a potem, po rewolucji bolszewickiej, zmieniono na Leningrad, by po roku 1991 wrócić do pierwotnej nazwy.
Dziesiątki tysięcy rekrutów wysłano na rozległe bagienne pustkowia, na których miał powstać raj cara Piotra I. Kozacy, Tatarzy, żołnierze, chłopi - a nawet całe miasta - zostali tam przesiedleni, żeby wziąć udział w gigantycznym przedsięwzięciu budowlanym. Nie było wyjątków, a tysiące ludzi miało zginąć z chłodu, wyczerpania lub chorób, szalejących z powodu chronicznego braku żywności i marnych warunków mieszkalnych. Car stale potrzebował siły roboczej zdolnej do zastąpienia tych, którzy w ponurym sąsiedztwie nowego miasta znaleźli miejsce wiecznego spoczynku.
cd.
Żródła:
"CAROWIE" - autor: James P. Duffy, Vincent L. Ricci; przekład: Rafał Śmietana; Wydawnictwo Literackie.
16-07-2023